Na pytanie, czy Aleksander Puszkin jest w ojczyźnie znaną osobą, polski dokumentalista wyjaśnia: — Opozycjoniści go znają, bo o jego performancach pisze tamtejsza nielegalna prasa, publikowane są fotografie. Ale w czasie działania — widziało go niewielu, bo albo jest szybko aresztowany, albo po prostu nie znajduje zainteresowania u przechodniów, którzy są zarazem widzami jego akcji.
Kilka performanców zobaczą też widzowie, głównie tych nakręconych amatorskimi kamerami. Od „Taczki gnoju dla prezydenta Łukaszenki” z 1999 r., aż do akcji zarejestrowanej przez ekipę „Białoruskiego walca” 3 lipca, w Dniu Niepodległości. Do tej ostatniej przygotowania trwały dość długo. Najpierw powstały portrety bohaterów Białoruskiego Ruchu Oporu, uważanych przez białoruską propagandę za zdrajców. Ich pokazanie zaplanował Puszkin na schodach przed Muzeum Narodowym w Mińsku, bo na wystawę we wnętrzach gmachu nikt nie chciał wydać pozwolenia...
Ekipa filmowa była kilkakrotnie kontrolowana przez milicję sprawdzającą skrupulatnie pozwolenia na pobyt i kręcenie filmu.
Na rozpoczynających dokument planszach autor filmu przypomina: „Na Białorusi, tak jak w wielu innych krajach, odbywają się co jakiś czas wybory i prezydent Łukaszenko regularnie fałszuje ich wyniki. Ale robi to niepotrzebnie, ponieważ większość Białorusinów i tak go popiera. Nikt nie rozumie, dlaczego Białorusini, mogąc wybrać demokrację, wybierają z własnej woli totalitarny reżim Łukaszenki. W dodatku nikt nie chce o tym rozmawiać, bo wszyscy się boją. Ale jest taki człowiek, który się nie boi. Obiecał, że wytłumaczy i pokaże nam — na czym polega prawdziwa natura Białorusina”.
Andrzej Fidyk jeździł wielokrotnie z kamerą do Bobra, rodzinnej wsi swego bohatera. Pierwsze zdjęcia zostały nakręcone 9 maja 2005 r., w Dniu Zwycięstwa, uroczyście obchodzonym przez miejscowych, którzy zgromadzili się pod pomnikiem bohaterów na skwerze wśród brzóz. Byli pionierzy, kombatanci i składanie kwiatów. Kamera wypatrzyła także mocno utrudzonego świętowaniem obywatela, który ledwo mógł ustać na nogach...