Pozwoli ona przedszkolakom tak pokierować swoją karierą, by w przyszłości zostały rekinami biznesu, a nie wielorybami negocjacji. A zatem. Jędrek i Zygmuncik lubili grać w piłkę, ale pewnego dnia futbolówka nie wytrzymała i pękła. Zygmuncik kupił nową za 15 złotych i poszedł odbijać ją od ściany.

„Hej!” – woła Jędrek – „Daj i mnie pokopać!”. „Takiego wała jak Polska cała – odparł spokojnie Zygmuncik. – Jeśli chcesz, mogę ci sprzedać pół piłki. Wtedy pokopiemy sobie razem”. Jędrek podrapał się w głowę. „Zgoda – odpowiedział. – Zapłacę ci połowę ceny”. „Ha ha ha – rozległ się głośny śmiech Zygmuncika. – Połowę? Chyba z byka spadłeś, Jędrek. Jaki ja będę miał w tym interes, że sprzedam ci pół piłki za siedem pięćdziesiąt? Trzeba było wyłożyć 15 złotych. Mógłbyś sobie kopać do woli, a gdybym i ja chciał pograć, musiałbym ci zapłacić tyle, ile chcesz”. „No to ile chcesz?” – zapytał nieśmiało Jędrek. „Jak najwięcej – odparł Zygmuncik. – Dasz dychę i będzie spoko”. „Co?! – zawołał Jędrek, który aż zrobił się czerwony ze złości. – Dołożyłbym piątkę i miał całą piłkę!”. „Trzeba było, Jędrku – westchnął ironicznie Zygmuncik. – Ale teraz jest za późno, bo, jak wiesz, piłki w sklepie się skończyły”.

Jędrek się zafrasował i zaczął wspominać dzień, kiedy szkoda mu było wydać 15 złotych. „Trudno – stwierdził wtedy Zygmuncik – ja kupuję, a ty jak sobie chcesz”. „Kupuj, kupuj – myślał Jędrek. – I tak będziemy grali razem, a jak zobaczysz, że przepłaciłeś, będziesz chciał mi sprzedać pół piłki, ha ha ha”. Ale teraz nie było mu do śmiechu. Zygmuncik postawił futbolówkę na 11. metrze. „Stawaj, Jędrku, na bramkę – zawołał. – Jeśli strzelę gola, zapłacisz 10 złotych za pół piłki. Jeśli nie – wypad z boiska!”. „Uff” – rozpogodził się Jędrek. Z radością przepuścił piłkę między nogami. A potem pognał na skróty do babci, by jeszcze raz, ten ostatni, dała mu dychę na teatr i operę.

blog.rp.pl/feusette