Wszyscy współczują olimpijczykom. Że Pekin jest tak daleko, że trzeba lecieć kilkanaście godzin, potem się aklimatyzować, a to wszystko po czterech latach wyrzeczeń itd. Natomiast nikt nie pochyli się z troską nad kibicami, tymczasem to oni właśnie przeżywają prawdziwe katusze.
Kibic podczas igrzysk musi znaleźć złoty środek między tym, co chce, a tym, co musi. Chce kibicować, musi pracować. Ku rozpaczy pozostałych domowników jego budzik dzwoni o czwartej rano, bo wtedy na ogół rozpoczynają się zawody. O czwartej zero jeden kibic czołga się do łazienki, gdzie próbuje przemyć twarz, a następnie rusza na poszukiwania telewizyjnego pilota.
Cichutko na palcach, krok po kroku przeczesuje teren, każdą półkę, każdy zakamarek, pod łóżkiem, za łóżkiem, za oparciem fotela... Trzeszczą klepki w parkiecie, skrzypią panele podłogowe, rowerek dziecka też narobi hałasu. Wreszcie, przewracając wszystko dookoła, kibic odnajduje pilota i z ulgą wciska „play”. Najgorsze i tak przed nim. Uderzenie decybeli w środku nocy zrywa z łóżek pół bloku, a z sypialni za ścianą dobiega zmęczone, pełne wyrzutu: „Co się stało?!” „Nic, nic – szeptem odpowiada kibic i wyłącza dźwięk. Zaczyna oglądać.
Pierwszych kilka minut zajmuje mu ustalenie, jaka to dyscyplina i czy startują w niej nasi. Jest dobrze, eliminacje pływania, nasza wystąpi za półtorej godziny. Powieki kibica robią się jak sztangi. Wstaje z fotela, próbuje się gimnastykować, otwiera okno, siada, walczy ze zmęczeniem, przegrywa. Śni mu się Mazurek Dąbrowskiego, złoty medal na szyi i Katarzyna Cichopek w stroju pływackim wręczająca pamiątkowy dyplom z pięcioma kółkami. Znowu się budzi i próbuje dociec, co konie robią na basenie, ale to już jest przecież jeździectwo. Wreszcie, około południa podnosi się z łóżka jak bokser po czwartym liczeniu, spóźniony gna do pracy i za chińskiego boga nie pamięta ani transmisji, ani stroju Katarzyny Cichopek. Tak pokrótce wygląda dzień kibica. Nie ma czego zazdrościć. Wyjątkiem są momenty, gdy Polka lub Polak zdobywają medal. Wtedy kibic wie, że było warto.