Mroczkowie żyją naprawdę, Frania tylko w sitcomie. Obserwujemy tu zatem klasyczny przypadek, gdy prawda czasu myli się telewidzowi z prawdą ekranu. To zjawisko ma u nas długą tradycję. Kiedyś modne było hasło „Uwolnić Isaurę”, teraz wielu chce się leczyć na dobre i na złe w Leśnej Górze. Niedawno pewna niezamężna i bezdzietna aktorka, która występuje w telewizyjnych reklamach, opowiadała mi o swojej wizycie w sklepie spożywczym. Ekspedientka miała pretensje, że aktorka nie pochwaliła się wcześniej „tak przystojnym mężem”, a gdy ta zaczęła tłumaczyć, że mąż na ekranie jest fikcyjny, sklepowa zrobiła wielkie oczy, po czym rzuciła na odchodnym: „Ale dzieci ma pani śliczne!”. Wracając do Mroczków – rzeczywiście mogliby wystartować, a potem brać poczwórne wynagrodzenie: dwie pensje w „M jak miłość”, dwie w Parlamencie Europejskim (stary numer „na bliźniaka”). Pensja w euro kusi nie takich artystów. Nad startem w eurowyborach z listy centrolewicy zastanawia się – jak donosi TVN24 – nawet Maryla Rodowicz. „Pomysł jest uzasadniony o tyle, że pani Rodowicz jest traktowana jako ambasador polskiej kultury – uzasadnia Dariusz Rosati. – A poza tym wywodzi się z Włocławka i gdyby zgodziła się, to byłaby interesująca informacja”. Co do ambasadorowania – zdania są podzielone. Ale żeby Włocławek cieszył się taką renomą w Brukseli? To lepiej wziąć na listy koszykarzy tamtejszego Anwilu. Informacja będzie jeszcze bardziej interesująca, a przy okazji takim europosłom nikt nie podskoczy. Pani Marylo, głęboko wierzę w pani rozsądek. Gdyby jednak postanowiła pani rzucić się w wir polityki, sugeruję, by od tej pory każdy koncert zaczynała pani od nieoficjalnego hymnu polskich europosłów: „Bo to co nas podnieca/To się nazywa kasa/A kiedy w kasie forsa/To sukces pierwsza klasa...”. A publiczność odpowie: „Lecz jeśli nie masz głowy/Lub brak ci też talentu/To odpuść interesy/I nie rób w nich zamętu”.