Elizabeth Gilbert, trzydziestopięcioletnia dziennikarka, wydała w 2006 r. książkę „Jedz, módl się, kochaj, czyli jak pewna kobieta wybrała się do Italii, Indii i Indonezji w poszukiwaniu wszystkiego", w której opisała – podobno – własne przeżycia. Miała, zdawałoby się, wszystko, co potrzebne do szczęścia nowoczesnej kobiecie: ciekawą, dobrze opłacaną pracę, męża, dom za miastem. Ale pewnego dnia zrozumiała, że musi szukać szczęścia gdzie indziej. Rozwiodła się, przeżyła kolejną nieszczęśliwą miłość, wpadła w depresję i na rok porzuciła Nowy Jork, by gdzieś w świecie odnaleźć własne „ja". Po powrocie opisała swe przeżycia; jej książka ukazała się ogólnoświatowym bestsellerem. Miliony kobiet szukały w niej recepty na szczęście. Gilbert się udało, może mnie też? Ale to rzecz zdecydowanie nie dla mężczyzn. Podobnie jest z bardzo wierną pierwowzorowi ekranizacją Ryana Murphy'ego. Trudno zrozumieć powody depresji bohaterki, skarżącej się z ekranu, że od 15. roku życia, przez 20 lat, tylko przez dwa miesiące nie miała przy sobie mężczyzny. I teraz wreszcie jest wolna. Czy wcześniej ktoś ją do nich przykuwał kajdankami? A skarży się czerwononosa po łzawych spazmach sama Julia Roberts.

20.10 | HBO | Melodramat, USA 2010