Od ponad roku na antenie jednej z wiodących stacji telewizyjnych gości zjawisko na tyle niezwykłe, że domaga się analizy. Tym bardziej, że chodzi tu także o pewien fenomen społeczny. Strony poświęcone serialom „Dlaczego ja?", „Trudne sprawy" czy „Pamiętniki z wakacji" „lajkują" na Facebooku dziesiątki tysięcy fanów, tyleż samo śledzi kolejne odcinki w internecie (oglądalność niektórych sięga pół miliona odtworzeń).
Pod wieloma względami seriale te wpisują się w znany już nurt paradokumentów odgrywanych przez policjantów (np. „W11"), sędziów („Sędzia Anna Maria Wesołowska") czy detektywów („Malanowski i partnerzy"). Wszystkie one zakładały, że rolę eksperta odegrać może tylko on sam, bo aktor nie zdoła przedstawić z wystarczającą wiarygodnością jego zachowań, przyzwyczajeń czy języka. W przypadku nowych paradokumentów nie mówimy jednak o życiu zawodowym jakiejś grupy, ale o problemach zwykłych ludzi: podstawowym założeniem tych produkcji jest to, że najlepiej odegrają je właśnie sami zwykli ludzie. Na ekranach proponuje się nam zatem nareszcie „prawdziwe życie" – czy jednak na pewno?