Sztuka, którą autor debiutował jako dramaturg w 1904 r., ma konstrukcję precyzyjną jak w zegarku. Postacie ścierają się tu w wyrazistym konflikcie racji, które przyjdzie im wkrótce poddać rewizji. Jasno zarysowane, pogłębione role dają szansę wszystkim wykonawcom, z czego zespół z powodzeniem skorzystał.
Dla Glińskiej jest to kolejny powrót do Perzyńskiego – po "Szczęściu Frania" dla Teatru TV (2001); i do aktorstwa – po 18 latach od ostatniej premiery z jej udziałem. Gra tytułową postać – Manię. Rodzina pozbyła się jej niegdyś z domu, wydając za majętnego Władysława (Zbigniew Zamachowski). Młoda kobieta porzuciła niekochanego męża i związała się z leciwym arystokratą, z którym kilka lat mieszkała w Wiedniu. Jej decyzja powrotu i pozostania w Warszawie wywołuje panikę wśród bliskich. Starszy brat, przemysłowiec Henryk Topolski (Krzysztof Stelmaszyk) lęka się, aby opinia o samodzielnej siostrze nie zaszkodziła mu w karierze. Jego żonę Helenę (Ewa Konstancja Bułhak) gorszy przebywanie z bratową pod jednym dachem, więc wskaże jej drzwi. Nie stroni od niej jedynie młodszy brat Janek (Paweł Paprocki), bo liczy na jej pomoc w spłacie długów.
Nieoczekiwanie umiera wiedeński arystokrata, który w testamentowym zapisie pozostawia kochance półmilionowy majątek. Poglądy rodziny na styl życia preferowany przez Manię ulegają diametralnej zmianie. Wszyscy – nie wyłączając wałkonia i krętacza Olszewskiego (Piotr Grabowski), kochanka Heleny – zaczynają snuć plany czerpania z tej schedy korzyści. Jednak Mania, biorąc na serio ich wcześniejsze moralne wskazania, zrzekła się praw do spadku.
Inscenizatorka przeniosła akcję sztuki z początku XX wieku w międzywojnie. Wykonawcy noszą bardziej współczesne kostiumy, gra radio, a Olszewski nuci piosenkę "Mały żigolo" Hemara. Aktorzy czują się w swoich rolach jak ryby w wodzie, inteligentnie dystansując się od póz i manier granych postaci.
Taki dystans czyni intrygę Perzyńskiego – celującego w kołtunerię "strasznych mieszczan" – bardziej wiarygodną. Jednak finałowy ukłon w stronę czarnej komedii z Władysławem wieszającym się na żyrandolu w salonie Topolskich można było sobie darować. Wartkie widowisko jest jednak wciągające.