Glass grał swoje utwory na fortepianie, a każdy z nich składał się z prostych tematów powtarzanych wielokrotnie. Ale też to, co komponuje, zyskało już naukowe określenie – minimal music.
72-letni Philip Glass, znany nam z filmowych ścieżek dźwiękowych lub z piosenek pisanych dla Laurie Anderson czy Davida Byrne’a, to jedna z najważniejszych postaci światowej muzyki. W dorobku ma też kilkanaście oper. Żadna nie była dotąd wystawiana w Warszawie.
Opera Narodowa postanowiła to zmienić i zaprasza na „Zagładę domu Usherów”, którą Glass skomponował zainspirowany opowiadaniem Edgara Allana Poego. Amerykański pisarz zyskał miano mistrza horroru, więc i ta historia jest mroczną opowieścią rozgrywającą się na pograniczu rzeczywistości i halucynacji.
–Świat Poego jest niesłychanie destrukcyjny, jeśli pojawia się miłość, natychmiast zaczyna jej towarzyszyć śmierć – uważa dyrygent Wojciech Michniewski, który przygotowuje muzyczną stronę premiery. – Tę destrukcję świetnie oddaje muzyka. Wymaga jednak wielkiej wyobraźni reżysera. Musi on mieć pomysł, by zapełnić muzyczne połacie, w których pozornie nic się nie dzieje.
– Miałam dwie możliwości – odpowiada na to reżyserka Barbara Wysocka. – Albo zrealizuję horror, albo spróbuję ukazać emocjonalną stronę tej opowieści, rozpad wewnętrzny jej bohaterów. Wybrałam drugie rozwiązanie i zyskałam partnerów w śpiewakach, którzy są także znakomitymi aktorami.