Udział Piccolo Teatro di Milano nadał odpowiednią rangę zorganizowanemu po raz pierwszy Spotkaniu Teatrów Narodowych. To w Europie jedna z najważniejszych scen wśród tych, które z racji swego dorobku i rangi korzystają z opieki państwowego mecenatu.
Mediolański teatr zasługuje na to, bo obowiązują w nim najwyższe profesjonalne standardy. Czy jednak dążenie do artystycznej doskonałości nie staje się ważniejsze od potrzeby tworzenia spektakli poruszających współczesnego widza? Pytanie to towarzyszyło mi cały czas, gdy oglądałem „Trylogię letniskową” na scenie gospodarza Spotkania – Teatru Narodowego w Warszawie.
Zestaw trzech sztuk Carlo Goldoniego okazał się zaskakująco aktualny. Mistrz włoskiej komedii pokazał ludzi żyjących na kredyt, dla których najważniejsze stają się kupno nowego modnego stroju i wyjazd na kosztowne wakacje. W końcu jednak przychodzi czas regulowania rachunków. Wtedy trzeba zwrócić dług z odsetkami, a często także zapłacić znacznie więcej. Jeden z bohaterów godzi się na związek z kobietą, która nie darzy go uczuciem, bo to jedyny sposób ratunku przed bankructwem.
15 aktorów z Mediolanu grało naprawdę bezbłędnie. Każdy, niezależnie od tego, czy otrzymał pierwszoplanowe zadanie czy też musiał się zadowolić rolą służącego, potrafił wykorzystać szansę, by stworzyć charakterystyczną postać. Wszyscy wiedzą, jak prowadzić dialog, akcentować w nim puenty lub nadać znaczenie pauzie.
Reżyser Toni Servillo umiejętnie zróżnicował tempo akcji. Gdy śledzimy gorączkowe przygotowania do wyjazdu na wakacje, kolejne perypetie nadają spektaklowi rytm niemal burleskowy. Gdy zaś bohaterowie oddają się letniskowemu lenistwu, rozmowy toczą się powolnie.