Wybitny reżyser właśnie od „Biesów” zrealizowanych 40 lat temu w Starym Teatrze rozpoczął, jak sam to nazwał, sceniczne małżeństwo z Dostojewskim.
– „Biesy” to dla mnie sprawa polityczna – mówi Andrzej Wajda. – Chciałem je wystawić w Warszawie, ale nie zgodziła się cenzura. Udało się dopiero w latach 70. w Krakowie.
Kluczowe dla zrozumienia rewolucji są według niego słowa Stawrogina, że rewolucjonistów może związać na śmierć i życie zmowa milczenia po zamordowaniu jednego z nich. Będą żyli w strachu, nie zadając żadnych niepotrzebnych pytań.
– To była sowiecka wizja świata. Jedną z jej konsekwencji stał się Katyń – uważa reżyser.
W spektaklu wykorzystał adaptację Alberta Camusa, ale nie chciał, by spektakl rozgrywał się w salonie. Inspirując się „Czwórką” Chełmońskiego, umiejscowił go na drodze, która prowadzi nie wiadomo dokąd.