Dodała, że twórczość takich artystów jak Warlikowski, Lupa czy Jarzyna stała się bardzo inspirująca dla młodych twórców teatru w Rosji. Słowa pani dyrektor tchną otuchą, mam jednak wrażenie, że Rosjanie świetnie poradzili by sobie z awangardą także bez naszej pomocy.
Zakończony właśnie Festiwal DA, DA, DA, pokazał bez wątpienia, nowe, nieznane w Polsce oblicze teatru rosyjskiego. Było wiele niespodzianek, i sporo zaskoczeń.
Rosjanie bardzo często wykazywali wręcz czołobitność wobec własnej historii, a wszelkie próby demitologizacji niektórych postaci, czy dystansu wobec niektórych zjawisk współczesnych, traktowali jako brutalną ingerencję w wewnętrzne sprawy wielkiego mocarstwa. Na festiwalu DA, DA DA okazało się, że może być inaczej.
Najlepiej dowiódł tego Dmitrij Krymow w spektaklu "Gorki-10". Utrzymane w tonacji groteski przedstawienie było przewrotną lekcją literatury radzieckiej. Z tak patetycznych dział, jak "Kremlowskie kuranty", czy "Tak tu cicho o zmierzchu" spuszczono powietrze. W groteskowym tonie przedstawiono Lenina i Dzierżyńskiego. W jednej ze scen przywódca bolszewików zagrany był przez kobietę. Najbardziej radykalny obraz zainspirowany był powieścią Borysa Walsiliewa "Tak tu cicho o zmierzchu". Tematem był heroizm szóstki młodych niedoświadczonych dziewczyn, które uczestniczyły w obronie ojczyzny. Krymow spojrzał na ten tragiczny epizod jako na przejaw bezsensownej "bohaterszczyzny". Grupa dziewczyn szykująca się do walki skazanej na niepowodzenie zagrana była w większości przez kukiełki, którym bez sprzeciwu obcięto włosy, nałożono mundur i wysłano do lasu na pewną śmierć. Ten obraz ściskał za gardło, budził protest, i dotykał istoty sprawy o wiele silniej niż nominowany do Oscara film Rostockiego.
Ważną postacią festiwalu DA, Da, Da był Konstantin Bogomołow, Jeden z najciekawszych, ale też najbardziej kontrowersyjnych twórców dzisiejszego teatru Rosji. Ten, którego spektakle są - jak sam zaznaczył - "próbą zrozumienia, jak żyć po śmierci teatru". Artysta, który uważa, że skończyły się czasy, gdy sztuka dramatyczna ma wzbudzać u widza współczucie zaproponował bardzo niecodzienną interpretację "Króla Leara". Szekspirowskiego bohatera wciągnął w czasy wojny ojczyźnianej. Co więcej zrównał ideologię stalinowską z hitlerowską a komunizm z nazizmem. Bardzo naraził się części widzów i krytyków swego kraju łącząc formę komiksową ze "świętą rzeczywistością". Lear był grany przez charyzmatyczną aktorkę Rozę Hajrulinę, a córki w wykonaniu młodych aktorów bardzo przypominały "perwersyjnych chłopców" z filmów Pasoliniego. Spektakl zasługiwał na uznanie, choć z powodu nadmiaru elementów i wątków tracił na przejrzystości. A skoro porównuje się Bogomołowa do Warlikowskiego to warto przypomnieć, że ten ostatni obiecał kiedyś wystawić "Króla Leara" ze Stanisławą Celińską.