Krzysztof Jasiński co prawda znacznie skrócił tekst i ograniczył liczbę postaci do dwunastu. Skupił się natomiast bardziej na sile i mądrości wypowiadanych słów niż na ich melodii.
Reżyser zrezygnował z rodzajowości, czasem wręcz „cepeliowatości", jaka pojawia się w wielu inscenizacjach. Można by rzec, że to „Wesele" jest tradycyjne, ale między poszczególnymi kwestiami wypowiadanymi na scenie nie słyszymy ludowej kapeli, lecz fragmenty współczesnych hitów disco polo, których dziś słucha się z upodobaniem na niejednym weselisku.
„Wesele" w Teatrze STU rozpoczyna się od znanej z wykonania Marka Grechuty rozmowy Panny Młodej z Poetą, a wyśpiewanej teraz przez Agatę Myśliwiec i Michała Mikołajczaka. To piękna, poetycka scena, ale potem już następuje proza życia. Spektaklowi blisko do dzisiejszych emocji. Po raz kolejny ma się wrażenie, że „Wesele" napisane zostało tu i teraz. Zjawy pojawiają się w oknie jako animacje, ich głos słychać z taśmy. To sprawia, że bardziej czujemy, że są wytworem imaginacji bohaterów, często ich wyrzutem sumienia.
Mocnym atutem jest aktorstwo. Świetny jest Czepiec Krzysztofa Pluskoty. Aktor pokazał, że w tej postaci drzemie wielka siła, w kontaktach z Żydem przypomina o zaszłościach, nie jest skory do przebaczenia. Jest groźny i będzie bronił swego. Wszechstronny talent Beaty Rybotyckiej pozwoliłby jej zagrać wszystko, nawet Jaśka, nie mówiąc o Racheli. Tu jest Gospodynią, która z cudownym dystansem przygląda się sporom i wypowiadanym deklaracjom. Majstersztykiem jest jej rozmowa o sianiu z Maryną.
Pięknie podają wiersz Wyspiańskiego młodzi aktorzy. Panna Młoda Agaty Myśliwiec jest delikatną, subtelną dziewczyną, którą Pan Młody (Robert Koszucki) poślubił raczej z wyrachowania, a nie z tak modnej w czasach Wyspiańskiego „chłopomanii". Poeta Michała Mikołajczaka ma klasę i styl. Warto dodać, że Mikołajczak ledwie skończył warszawską Akademię Teatralną, a już zdążył zagrać Hamleta, Konrada w „Wyzwoleniu". Tempo trzeba przyznać błyskawiczne.