Wszystkie składniki tej teatralnej uczty są po mistrzowsku dobrane. W roli hrabiny Kotłubaj, która zaprasza na tytułową jarską ucztę, oglądamy dawno niewidzianą Annę Polony. Markizę gra Barbara Krafftówna, pamiętna Iwona z „Iwony księżniczki Burgunda" w 1957 roku. W Barona de Apfelbauma wcielił się Bohdan Łazuka, który ma okazję śpiewać parodie operetkowych arii oraz giąć się w tanecznych piruetach w objęciach Krafftówny i Polony do groteskowej muzyki Jerzego Satanowskiego. Grzegorz Małecki występuje m.in. w roli kucharza Filipa, Piotr Adamczyk zaś – mieszczanina zaproszonego na artystokratyczną ucztę. Robert Gliński wyreżyserował ją w pałacu w Otwocku Wielkim.
Intrygująco wypadł zabieg adaptacyjny Jana Bończy-Szabłowskiego, naszego redakcyjnego kolegi, oparty na kilku perspektywach narracyjnych. Relację z uczty – już we współczesnym kostiumie – zdaje Ricie Gombrowicz przy kawie Piotr Adamczyk-Gombrowicz. Obecność wdowy po pisarzu tworzy oryginalny prywatno-biograficzny kontekst. Nad wszystkim dominuje szyld baru Bakakaj, bo też warstwę literacką spektaklu poza „Biesiadą..." stanowią także inne opowiadania z Gombrowiczowskiego tomu „Bakakaj", fragmenty „Dziennika" i dramatów.
Pojemna metafora
Kulinarna metafora jest dziś jeszcze bardziej pojemna i drapieżna niż przed wojną. Gombrowicza, który pochodził ze średnio zamożnej arystokracji, zawsze śmieszyła sztuczność form społecznych i towarzyskich, budujących jego zdaniem sztuczne hierarchie tego, co w człowieku niskie i wysokie. „Wszak niektóre twarze arystokratów gorsze od dupy, a dupy arystokratów i parobków takie same" – mówi w spektaklu hrabina Kotłubaj. I wie, co mówi, bo i jej genealogiczne drzewo też jest podejrzane, wszak nazywa się Podłubaj. A jednak buduje świat pozorów, jej biesiada zaś ma być rękawicą rzuconą barbarzyństwu.
Niesamowite jest to, że dawne konteksty społeczne rzekomo dawno już przebrzmiałe, a uosabiane przez kulinaria – w miarę wzrostu konsumpcji współczesnych społeczeństw nabrały znowu znaczenia – poprzez kreowanie gwiazd kuchni, poradniki oraz liczne medialne programy. Moda na jedzenie wegeteriańskie, wegańskie czy molekularne stała się nową formą snobizmów, a tym samym pozycjonowania społecznego, zgodnie z zasadą „powiedz mi co jesz, a powiem ci, kim jesteś".
Najciekawsze, że takie czy inne „wielkie żarcie", zastępując rzekomo formy arystokratyczności, a i dawnej duchowości – nie przestaje być przejawem hipokryzji. Kluczem do tej myśli jest w „Biesiadzie..." gra znaczeń pomiędzy jarskim daniem, czyli kalafiorem jedzonym przez smakoszy z dobrego towarzystwa na znak pogardy dla mięsożernych barbarzyńców, a nazwiskiem Kalafior.