– Pierwszy raz zmierzyłem się z tą niezwykłą powieścią prawie 30 lat temu w Łodzi, a następnie przeniosłem tę inscenizację do Krakowa… – mówił reżyser przedstawienia Mikołaj Grabowski. – Wciąż zadziwia mnie i fascynuje niesłychana aktualność tekstu Gombrowicza, jego przenikliwość w malowaniu „Polaków portretu własnego”.
Kolejny w życiu Mikołaja Grabowskiego „Trans-Atlantyk” to spektakl bardzo porządny, czysty, czytelny, traktujący tekst z atencją. Pierwszy akt rozgrywany jest na tle biało-czarnej panoramy przedstawiającej dziki brzeg Wisły. W akcie drugim zastępuje ją burdelowa kotara w pałacu Gonzala. Ten, po sfingowanym pojedynku i polowaniu, kiedy uratował Ignaca przed śmiercią, nareszcie jest sobą, anarchistą.
Rzymskiej tuniki, złotych sandałów i bransolet nie nosi w zniewieściały sposób. A gdy z każdego kąta sceny wychodzą półnadzy chłopcy i idą w zwartym pochodzie, mocując się i przepychając – mamy w czystej postaci Gombrowiczowską Synczyznę wyzwoloną spod ucisku Ojczyzny, Młodych, szukających swej szansy we współczesnym świecie. A wszystko dzieje się w czasie, gdy uwikłane w historię starsze pokolenie nie może skończyć chocholego tańca i galopad w sadomasochistycznych uprzężach na twarzy. W porównaniu z pierwszą inscenizacją Grabowskiego z 1981 roku ta wydaje się nie tylko efektowniejsza, ale też chłodniejsza i bardziej dopracowana. I wciąż wspaniały Jan Peszek jako Gonzalo.
[i]31.10 (piątek), godz. 18[/i]