Główny bohater widowiska, tajemniczy przybysz zapowiedziany telegramem "Jutro przyjeżdżam", pojawia się nagle w domu bogatego przemysłowca i tak samo nagle znika. Jego pobyt – znaczony uwiedzeniem każdego z domowników bez względu na płeć i wiek – sprawi, że w poukładanym życiu tej familii nic już nie będzie takie sam0 jak przedtem.
Temat dezintegracji związków międzyludzkich i zgliszcz, jakie pozostają po instytucji rodziny – oczywiście pod hasłem odbudowywania tzw. autentycznych relacji między jej członkami – to stały motyw twórczości artystów niepokornych, niepogodzonych ze światem. Często odrzucanych przez otoczenie z powodu swej odmienności – w przypadku Pasoliniego chodziło o manifestowanie homoseksualizmu, co w latach 60. i 70. XX wieku nie było równie powszechne jak dziś.
W trop za buntującymi się twórcami idzie reżyser Grzegorz Jarzyna celujący w inscenizowaniu tekstów kwestionujących odwiecznie chronione wartości, takie jak dom i rodzina. W niepokojący, dwuznaczny i wichrzycielski sposób ukazuje dobrodziejstwa wielkomiejskiej cywilizacyjnej dżungli. Używa do tego specyficznego teatralnego języka rozpoznawalnego od pierwszego wejrzenia.
Bohaterowie, którym Jarzyna pozwala przemówić ze sceny, to ludzie dobrze ustawieni i zamożni, często nuworysze. Mieszkają w nowocześnie urządzonych apartamentach, dziwnie nieprzytulnych, odpychających, utrudniających domownikom kontakty. Aż dziw, że mimo wszystko tworzą przykładne stadła. Zda się, że nic nie sprawia reżyserowi większej satysfakcji, jak ukazywanie nieautentyczności takich związków. Gdyby jeszcze robił to zajmująco…
"T.E.O.R.E.M.A.T." daje estetyczną satysfakcję przez pół godziny, później akcja popada w stan martwoty. W rodzinie Paola (Jan Englert) i Lucii (Danuta Stenka) trwa codzienny rytuał tych samych czynności. Pan domu zaczyna dzień od kawy i przejrzenia papierów za biurkiem, ona – od makijażu. W tym czasie syn (Jan Dravnel) i córka (Katarzyna Warnke) czeszą włosy. Nastrój sceny podkreśla głośny akompaniament kościelnych dzwonów za oknem.