Projektantkę wnętrz Annę (Beata Zygarlicka) tak dalece razi bezguście kolejnych klientów, że zrywa z nimi umowę za umową, oddając się słodkiemu nieróbstwu. Czuje się opuszczona przez cały świat, a już na pewno niezrozumiana przez męża, ginekologa Manfreda (Przemysław Kozłowski), który na szczęście zapewnia utrzymanie domu. Jemu zaś większość wolnego czasu wypełnia montowanie rozmaitych bajerów przy rowerze i wyjazdy na nim w plener, zazwyczaj w towarzystwie przyjaciela Alberta (Arkadiusz Buszko). Zjawi się on któregoś dnia w gabinecie Manfreda z równie dyskretną, co rzadką chorobą.
Tę samą intymną przypadłość lekarz odkryje też u ponętnej rozwódki Franciszki (Joanna Matuszak), do niedawna swojej kochanki. Okaże się, że obaj kochali nie tylko rowery.
Neurotyczny syn Franciszki, 15-letni Tomek (Marcin Łuczak), ma tymczasem dziwne hobby – z zapałem rysuje portrety zmarłych ludzi. Między nim a Anną nawiązuje się więź twórczego porozumienia, acz w oczach ludzi postronnych granica między artystycznym eksperymentem, któremu się oddają, a zwykłą perwersją okaże się dziwnie cienka. Dotknie to do żywego córkę Anny i Manfreda, zbuntowaną nastolatkę Linę (Agnieszka Więdłocha), która Tomka uważała za swojego chłopaka.
[srodtytul]Naturalny wdzięk [/srodtytul]
Kryzys rodziny mamy więc jak na dłoni. Odmalowany w przedziwnych barwach i konfiguracjach nie różniłby się pewnie od jednego z kolejnych odcinków telenoweli, gdyby nie wspaniała, wiarygodna praca wszystkich wykonawców ze szczególnym uwzględnieniem aktorstwa Beaty Zygarlickiej. Jej Annę stać np. na brawurę spontanicznego przebierania się w nową suknię na oczach klientów i personelu galerii handlowej, aby uniknąć kolejki do przymierzalni. Jednocześnie ma w sobie tyle subtelności, wyrafinowania i naturalnego wdzięku, że każdy eksces uchodzi jej płazem. Jednakże do czasu.
Annie Augustynowicz udało się wystawić widowisko niby o zachodnich bogaczach, a jednak o nas samych. Pulsujące prawdą trafnych spostrzeżeń o dzisiejszym świecie, w którym tak trudno dojść do porozumienia z drugim człowiekiem. A już szczególnie z samym sobą.