Pomysł Tadeusza Łomnickiego, który w pomieszczeniu dawnego kina stworzył i prowadził warszawski Teatr Na Woli, a zarazem grał i reżyserował, na swój sposób podjęła Krystyna Janda we własnym prywatnym Teatrze Polonia. Reżyserujący aktorzy: Jan Englert i Mikołaj Grabowski, zawiadują scenami narodowymi.
[srodtytul]Nagroda czy zsyłka[/srodtytul]
– Dlaczego aktorzy zostają dyrektorami? – zastanawia się Jan Englert, dyrektor Teatru Narodowego w Warszawie. – Ja bym odwrócił pytanie: dlaczego aktorom się proponuje, żeby byli dyrektorami. Obok widza aktor był zawsze podmiotem teatru. Dziś ten zawód został zdeprecjonowany. Panuje dyktat reżyserów wspieranych przez orszak zaprzyjaźnionych krytyków. Jedni i drudzy kompletnie nie zajmują się aktorami – a wystarczy sięgnąć do książki o Eichlerównie, żeby poczytać, co recenzenci pisali o jej kreacjach. Aktorstwo teatralne wymaga biegłego opanowania rzemiosła. Dyrektorami zostają aktorzy, którym się bardzo powiodło i awansują społecznie, albo bardzo nie powiodło i jest to rodzaj ekwiwalentu za brak sukcesów. A konsekwencją uzyskania wysokiej pozycji w zawodzie aktora jest zajmowanie się czymś więcej niż mówienie cudzym tekstem. Stąd reżyserowanie, pisanie wspomnień czy dyrektorowanie. Tak było zawsze.
– Molier – kontynuuje Englert – był też aktorem, dyrektorem teatru, no i dramaturgiem. Jaracz i Osterwa gromadzili wokół siebie innych aktorów i zarażali ich swoim widzeniem teatru. A aktorstwo to jego podstawa. Przede wszystkim trzeba umieć wzruszyć lub rozśmieszyć widza. Dziś, gdy narracja zrobiła się bardziej filmowa niż teatralna, jest możliwość uczestnictwa słabych aktorów w wybitnym przedstawieniu. Przysiągłem nie tylko sobie, ale i mojej matce, że nigdy nie będę dyrektorem teatru. Wcześniej wielokrotnie odmawiałem proponowanych mi dyrektur. W wypadku Teatru Narodowego decyzję podjąłem w ciągu trzech dni. Gruczoły wolicjonalne zwyciężyły. Mam dość niespokojny charakter i lubię wyzwania. Panowała opinia, że Teatru Narodowego prowadzić nie sposób, a ja lubię rzeczy niewykonalne. Krótko mówiąc, dyrektorem Teatru Narodowego zostałem z zarozumialstwa. Ma to konsekwencje dla mojej kariery aktorskiej. Grając gościnnie w Teatrze Rozmaitości, po raz pierwszy od siedmiu lat przypomniałem sobie, jakie to fantastyczne uczucie być tylko aktorem i zajmować się wyłącznie sobą. Porządnie wykonać swoją pracę i nie dźwigać odpowiedzialności za innych – dopowiada z melancholijnym uśmiechem Jan Englert.
[srodtytul]Wyzwanie dla kręgosłupa[/srodtytul]