Przegląd Teatrów Małych Form w Szczecinie, którego dyrektorem jest Anna Garlicka, od paru lat wysyła widzów do stolicy Niemiec, gdzie oglądają sztuki na macierzystych scenach.
Karnety na „dzień berliński” na tym festiwalu – 44. z kolei – rozeszły się w ciągu trzech dni, co przeszło najśmielsze oczekiwania. Pomysł chwycił do tego stopnia, że rodacy przebywający w stolicy Niemiec zaczepiali organizatorów przeglądu pod teatrami, licząc na okazję wejścia na pokazy z napisami w języku polskim.
W tym roku przedstawienia scen nad Szprewą miały głównie charakter komediowy, jakkolwiek zaczęły się od nacechowanego powagą, choć i ostrą groteską, widowiska w Deutsches Theater. Dimiter Gotscheff, aktor i reżyser bułgarskiego pochodzenia, pokazał swoją wersję „Die Hamletmaschine” („HamletMaszyna”) według Heinera Müllera. Ten obrosły legendą dramat – jednocześnie esej i poemat – ukazuje bohatera tragicznie uwikłanego w pokusy niedoskonałego świata.
Był to przejmujący popis aktorstwa. Siwowłosy mag i szarlatan Dimiter Gotscheff złorzeczył całej naturze ludzkiej, odwołując się do traumatycznych przejść Hamleta, a zarazem bliskiego naszym czasom Europejczyka, któremu po II wojnie światowej przyszło żyć na kontynencie rozdartym przez komunizm.
„Die Hamletmaschine” Gotscheffa ukazuje bezsilność jednostki boleśnie odczuwającej świadomość uczestnictwa w grze, której reguły są dyktowane z pozycji siły. Gdzie nie może być wygranych, a jedyną bronią człowieka pozostaje tylko gorzka ironia. Ekspresyjnie odegrana przez Gotscheffa postać Hamleta obnaża mechanizmy władzy, która zwodzi i łamie moralność jednostki.