[b]Rz: Proszę przyznać się, to pan wymyśla wszystkie letnie atrakcje w szczecińskiej Operze[/b]
[b]Warcisław Kunc:[/b] – Tak, choć przed laty sporadycznie także podejmowano takie próby. Pierwszym naszym operowym spektaklem na dziedzińcu była „Carmen” w 1993 roku i bardzo się podobała. Tak więc Szczecin jako pierwsze z polskich miast wpadł na pomysł organizowania letnich przedstawień plenerowych. Rok później wystawiliśmy „Trubadura”, były też „Tosca”, „Straszny dwór”, „Nabucco”, prezentowaliśmy operetki. Problemem są jednak pieniądze, ciągle zmagamy się z ich brakiem. Obok turnieju tenorów chciałem na przykład zorganizować plenerowy turniej basów, ale rzeczywistość zmusiła do weryfikacji zamierzeń i odbył się on w wersji skromniejszej, w sali Opery.
[b]Dziedziniec Zamku Książąt Pomorskich to idealne miejsce na duży letni festiwal nie tylko z przedstawieniami operowymi.[/b]
Oczywiście, można tu rozlokować dwa tysiące widzów. Na dodatek to miejsce ma całkiem dobrą akustykę, kiedy wystawialiśmy „Trubadura”, nie potrzebowaliśmy specjalnego nagłośnienia. Dobre, mocne głosy brzmią tu dobrze. Szczecin ma też amfiteatr, ale jakoś nie potrafię odkryć jego uroku, choć jest ładny i pięknie położony. Mnie jednak nie inspiruje. A wystarczy wejść na nasz dziedziniec i pomysły same przychodzą do głowy.
[b]Nie ma pan jednak kłopotu ze sprzedażą tylu biletów na każde przedstawienie czy koncert?[/b]