[b][link=http://www.rp.pl/temat/139547.html]Czytaj specjalny dodatek[/link][/b]
Dla kondycji Teatru Telewizji i Teatru Polskiego Radia znaczenie sopockiego festiwalu jest nie do przecenienia. Obie sceny od lat borykają się z wielkimi problemami finansowymi. Ekspansja rozrywki lekkiej, łatwej i przyjemnej, jaka nastąpiła na małym ekranie za sprawą rosnących w siłę stacji komercyjnych, odzwyczaiła telewidzów i słuchaczy od teatru. Media publiczne, chcąc uniknąć finansowej zapaści, musiały dopasować ofertę do potrzeb możliwie najszerszego grona odbiorców. I gdyby nie wciąż obowiązująca ustawa o radiofonii i telewizji, nakładającą na nie obowiązek pełnienia misji edukacyjnej i kulturalnej, kto wie, czy radiowy i telewizyjny teatr nie zniknęłyby już z ramówek.
Ich sytuacja jednak wciąż jest nie do pozazdroszczenia. Mimo licznych apeli ze środowisk artystycznych i deklaracji kolejnych zarządów Polskiego Radia i Telewizji Polskiej z roku na rok produkuje się mniej przedstawień, a poniedziałkowe, tradycyjne pasmo Teatru Telewizji bywa coraz częściej zajęte przez filmy dokumentalne. To dlatego na sopockim festiwalu widownia obejrzy także te spektakle, które do dziś nie miały swojej premiery na szklanym ekranie: „W roli Boga” w reż. Tomasza Wiszniewskiego, „Rosyjskie konfitury” w reż. Krystyny Jandy, „Psie głowy” w reż. Jerzego Zalewskiego, „Przerwanie działań wojennych”
w reż. Juliusza Machulskiego oraz „Powidoki” w reż. Macieja Wojtyszki. – Nie ma co ukrywać: stało się tak dlatego, że musieliśmy zmniejszyć liczbę premier na antenie z powodu trudności finansowych – mówi Wanda Zwinogrodzka, szefowa Teatru Telewizji. – Jesteśmy świadkami głębokiego kryzysu mediów publicznych, a my odczuwamy go wyjątkowo dotkliwie, bo przedstawienia powstają wyłącznie z pieniędzy pochodzących z abonamentu. Na razie nie wiadomo, jakim budżetem będziemy dysponowali w przyszłym roku. Mam zapewnienie zarządu, że obecne drastyczne ograniczenia produkcji mają charakter przejściowy. W spółce trwa restrukturyzacja, wierzymy, że po jej przeprowadzeniu sytuacja się poprawi. Jeśli to nie nastąpi, trzeba będzie rozważyć różne warianty oszczędnościowe: rezygnację z dużych inscenizacji na rzecz bardziej kameralnych, poszukiwanie sponsorów i również rejestracje z teatrów dramatycznych. Na pewno nie można dopuścić jednak do zaprzestania produkcji przedstawień premierowych. Istnieją bogate archiwa, ale to za mało. Emitując wyłącznie powtórki Teatr Telewizji będzie martwą sceną.
Szef Teatru Polskiego Radia Janusz Kukuła twierdzi, że na jego scenie sytuacja jest, mimo kłopotów, opanowana. – Zabrzmi to na przekór narzekaniom na sytuację w mediach publicznych, ale liczby mówią same za siebie. Wyprodukujemy w tym roku sto premierowych słuchowisk, wśród których będzie kilkanaście debiutów pisarskich i reżyserskich. Nie zapychamy naszych teatralnych pasm powtórkami. Mimo kłopotów z abonamentem dajemy sobie radę. Nieoczekiwane wsparcie dla nas nadeszło z rynku audiobooków. Moda na nie wciąż rośnie. Pojawia się u nas wielu prywatnych zleceniodawców. Ale nie ukrywajmy faktu, że to my przez ostatnie lata trwaliśmy jako jedyni przy kulturze słowa.