Program imprezy, choć nieco skromniejszy niż w przeszłości, był spójny. Gdyby nie kompromitujący „Hamlet" z Kielc można by uznać festiwal za w pełni udany. Dominowały spektakle autorskie. Potwierdzili swą wysoką pozycję Nikołaj Kolada i Oskaras Korsunovas.
Kolada, najbardziej ceniony rosyjski dramaturg, także reżyser i aktor przyjechał z własnym teatrem z Jekaterinburga na dwa wieczory. W spojrzeniu na klasykę jest konsekwentny, sytuuje ją na śmietniku cywilizacji. Nie chcąc wpaść w patos stosuje żart i groteskę. W bardzo podobnej konwencji zaprezentował „Hamleta" a potem „Króla Leara".
W jego „Hamlecie" degrengolada współczesnego świata przejawia się nie tylko na poziomie moralności, ale i kultury. Pałac Klaudiusza obwieszony jest tandetnymi reprodukcjami „Mony Lizy", walają się puszki po piwie. Niemal wszyscy uczestniczą w jakimś szalonym karnawale. Jedynie Hamlet nie chce się temu poddać. Relacje między nim a Ofelią są dla Kolady takie, jak między Olgą i Aleksym w jego sztuce „Merylin Mongoł". I Hamlet i Aleksy nie mogą poradzić sobie z nadwrażliwością, czują się osaczeni przez otaczający świat, więc niszczą kobiety, które patrzą na nich z nadzieją i miłością.
W podobnym rytmie przebiega „Król Lear". Kolada wpisał w tytułowego bohatera fragmenty własnego życiorysu. Przypomniał chwile, kiedy znalazł się na dnie. Opuszczony przez niedawnych przyjaciół, straceńczo walczył o przetrwanie. Postacie, które pojawiają się w otoczeniu Leara, przypominają bestie, a świat jest dziki i nieokiełznany.
Twórczość Szekspira zainspirowała także artystów teatru lalkowego. W przedstawieniu „Anatomia Lear" z Norwegii tytułowy bohater jest schorowanym starcem u kresu życia. W makabrycznych snach, które ciągle go nawiedzają wyobraża sobie, że każda z córek czyha na jego majątek. Norwegowie stworzyli opowieść pełną czarnego humoru.