Kuglarze z Montowni mają się dobrze

Zamiast oficjalnych obchodów jubileuszu 15-lecia istnienia teatr Montownia przy pomocy Marcina Hycnara zmontował nowy spektakl. W „Aaa zatrudnimy clowna” zobaczymy sceny z pierwszych, dawno niegranych spektakli.

Publikacja: 31.10.2011 11:28

W „Aaa zatrudnimy clowna” w tekst Matei Visnieca wpleciono sceny z dawnych przedstawień Montowni

W „Aaa zatrudnimy clowna” w tekst Matei Visnieca wpleciono sceny z dawnych przedstawień Montowni

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Trudno zachować wobec Montowni chłodny dystans. Zaczynali jako jeden z pierwszych w Warszawie zespołów niezależnych. Dorastali razem z rosnącym w siłę teatrem pozainstytucjonalnym. Pierwsi pokazali, że można inaczej: bez etatów i  stałej sceny. Ze swoimi przedstawieniami przewędrowali niemal całą Warszawę. Stali się odrębnym zjawiskiem, z natychmiast rozpoznawalnym stylem, „grupą do zadań specjalnych" dla Piotra Cieplaka, z którym potrafili zagrać nawet na Dworcu Centralnym „Historię o Narodzeniu Pana Jezusa".

O sobie bez ckliwości

Na tekst Matei Visnieca podobno natknęli się w chwili pierwszego sukcesu z „Szelmostwami Skapena" w Teatrze Powszechnym. Powrót do niego po latach stał się więc jednocześnie symboliczny, ale i trafiony, bo pozwala bez ckliwego sentymentalizmu spojrzeć w przeszłość.

„Aaa zatrudnimy clowna" wpisuje się w wyjątkowo dobrze przyjmowany ostatnio przez widzów teatr autotematyczny. Kpiąca z aktorskich wyborów między komercją a prawdziwą sztuką „Amazonia"  w reż. Agnieszki Glińskiej z sukcesem została wystawiona w Teatrze na Woli. Studenci Akademii Teatralnej, twórcy kabaretu Macież, też potrafią żartować z samych siebie w „Aktorach nieprowincjonalnych".

Podobnym tropem idzie Montownia. Tekst zaadaptowany przez Marcina Hycnara (w oryginale rozpisany na trzech aktorów) to opowieść zarazem o nich samych, o teatrze i sensie aktorstwa.

Trzej smutnawi panowie w czarnych garniturach czekający na przesłuchanie to Nicollo, Peppino i Filippo, ale jednocześnie Rutek, Wierzba i Percha oraz szereg postaci, które udało im się zagrać przez te 15 lat. Pomiędzy kwestie z oryginalnego tekstu zdarza im się wtrącić, niby to przypadkiem, prywatne przezwiska i pytania: „Ale powiedz szczerze, lubisz mnie jeszcze trochę?".

Fenomen Montowni to nie tylko umiejętność przetrwania jako grupa niezależna, ale i grupa przyjaciół, którzy, co nadal widać, dobrze czują się ze sobą na scenie. Każdy z nich ma swoje pięć minut na scenie, co ciekawsze, największy showman Montowni,  Rafał Rutkowski, w tym przypadku poprzestaje na skromnej cyrkowej sztuczce z balonami i wydaje się oddawać pole kolegom.

Marcin Perchuć kapitalnie demonstruje sztukę klasycznej recytacji, nie gardząc przy tym odpowiednio dramatycznym darciem szat i rozbijaniem kapsułki ze sztuczną krwią.

Maciej Wierzbicki w  pantomimicznej etiudzie jest jednocześnie do bólu śmieszny i rozpaczliwy w desperackim aktorskim staraniu: widać czy nie widać, co właściwie chcę zagrać.

Jest wreszcie ten czwarty, Rico, grany przez Adama Krawczuka, który zaciera granicę między aktorstwem a rzeczywistością, doprowadzając do wściekłości kolegów i stawiając przy okazji pytanie o tę trudną do uchwycenia i opisania linię dzielącą rzeczywistość od kreacji.

Po pierwsze kolektyw

Przy wszystkich brawurowych solowych popisach siłą Montowni pozostają nadal działania zbiorowe i zabawy konwencjami. Najlepiej widać to we wplecionych w tekst Visnieca scenach z dawnych przedstawień.  W klimat cyrkowych popisów i wzajemnej rywalizacji zgrabnie wpasowały się korzystające ze stylu komedii dell'arte „Szelmostwa Skapena", niegrana już dzisiaj i nieodżałowana „Śleboda" czy obywający się bez słów „Utwór sentymentalny na czterech aktorów".

I choć „Aaa zatrudnimy clowna" może nie porywa jak tamte przedstawienia, okazał się jednak całkiem zgrabnym i oryginalnym pomysłem uczczenia jubileuszu Montowni.

 

Aaa zatrudnimy clowna Och-Teatr, Warszawa, ul. Grójecka 65 czwartek, 3.11, godz. 19.30 bilety 30 – 50 zł

Trudno zachować wobec Montowni chłodny dystans. Zaczynali jako jeden z pierwszych w Warszawie zespołów niezależnych. Dorastali razem z rosnącym w siłę teatrem pozainstytucjonalnym. Pierwsi pokazali, że można inaczej: bez etatów i  stałej sceny. Ze swoimi przedstawieniami przewędrowali niemal całą Warszawę. Stali się odrębnym zjawiskiem, z natychmiast rozpoznawalnym stylem, „grupą do zadań specjalnych" dla Piotra Cieplaka, z którym potrafili zagrać nawet na Dworcu Centralnym „Historię o Narodzeniu Pana Jezusa".

Pozostało 86% artykułu
Teatr
Kaczyński, Tusk, Hitler i Lupa, czyli „klika” na scenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Teatr
Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły