Trudno zachować wobec Montowni chłodny dystans. Zaczynali jako jeden z pierwszych w Warszawie zespołów niezależnych. Dorastali razem z rosnącym w siłę teatrem pozainstytucjonalnym. Pierwsi pokazali, że można inaczej: bez etatów i stałej sceny. Ze swoimi przedstawieniami przewędrowali niemal całą Warszawę. Stali się odrębnym zjawiskiem, z natychmiast rozpoznawalnym stylem, „grupą do zadań specjalnych" dla Piotra Cieplaka, z którym potrafili zagrać nawet na Dworcu Centralnym „Historię o Narodzeniu Pana Jezusa".
O sobie bez ckliwości
Na tekst Matei Visnieca podobno natknęli się w chwili pierwszego sukcesu z „Szelmostwami Skapena" w Teatrze Powszechnym. Powrót do niego po latach stał się więc jednocześnie symboliczny, ale i trafiony, bo pozwala bez ckliwego sentymentalizmu spojrzeć w przeszłość.
„Aaa zatrudnimy clowna" wpisuje się w wyjątkowo dobrze przyjmowany ostatnio przez widzów teatr autotematyczny. Kpiąca z aktorskich wyborów między komercją a prawdziwą sztuką „Amazonia" w reż. Agnieszki Glińskiej z sukcesem została wystawiona w Teatrze na Woli. Studenci Akademii Teatralnej, twórcy kabaretu Macież, też potrafią żartować z samych siebie w „Aktorach nieprowincjonalnych".
Podobnym tropem idzie Montownia. Tekst zaadaptowany przez Marcina Hycnara (w oryginale rozpisany na trzech aktorów) to opowieść zarazem o nich samych, o teatrze i sensie aktorstwa.
Trzej smutnawi panowie w czarnych garniturach czekający na przesłuchanie to Nicollo, Peppino i Filippo, ale jednocześnie Rutek, Wierzba i Percha oraz szereg postaci, które udało im się zagrać przez te 15 lat. Pomiędzy kwestie z oryginalnego tekstu zdarza im się wtrącić, niby to przypadkiem, prywatne przezwiska i pytania: „Ale powiedz szczerze, lubisz mnie jeszcze trochę?".