Ludzie teatru przeżywają ostatnio gorący okres. Rozpoczęli protest przeciw komercjalizacji myślenia o sztuce scenicznej, i o sztuce w ogóle. Na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych każdy spektakl kończył się odczytaniem listu „Teatr nie jest produktem. Widz nie jest klientem". Swoje podpisy pod apelem złożyło już ponad dwa i pół tysiąca osób, w tym wielkie nazwiska polskich scen. Adwersarzem protestujących jest nie tylko warszawski Ratusz, ale cały model życia społecznego zogniskowany wokół konsumpcji i maksymalizacji zysków oraz ustawodawstwo, które takiemu modelowi sprzyja.

Tymczasem teatralne życie kraju tętni. Młodzi twórcy są przekonani, że trzymają rękę na pulsie przemian społecznych i chętnie wystawiają sztuki nawet jeśli niedopracowane, to z pewnością zaangażowane. „Chcecie, żebyśmy szybko reagowali na aktualne bolączki – zdają się mówić – pozwólcie nam swobodnie pracować!". Wszak od sztuki tworzonej ad hoc nie można oczekiwać precyzji i staranności. Przymioty stanowiące o klasie teatru jeszcze parę dekad temu, dziś zupełnie nie są w cenie. Nieliczni, którzy jeszcze im hołdują, narażają się na krytyczne opinie recenzentów czołowych gazet. Którzy w dodatku całkowicie zdominowali dyskurs o teatrze, więc nie muszą się obawiać publicznie wygłaszanych kontrargumentów. Sytuacja dla krytyka wręcz idealna.

Czytaj więcej w "Kulturze Liberalnej"