W czasie podróży dookoła świata zaginął 20-letni Adam. Od miesięcy nie daje znaku życia, nie odpowiada na e-maile. Matka chwyta się każdej szansy, szuka pomocy u wróżki, gotowa jest wziąć udział w idiotycznym telewizyjnym show, bo może dzięki temu odezwie się ktoś, kto widział Adama. Rodzina powoli oswaja się z myślą, że chłopak nie żyje. Ona kurczowo trzyma się resztek nadziei, choć jej upór staje się coraz bardziej irracjonalny.
O takich rolach jak w sztuce „Przebudzenie" brytyjskiej autorki Shelagh Stephenson mówi się, że dają szansę na aktorski popis. Tę postać trzeba zbudować, ukazując rozpacz i nadzieję, depresję i gotowość do nieustannych działań, bezbrzeżną rozpacz i upór połączony z wiarą. A przy tym aktorka grająca Lię, matkę Adama, niemal przez cały czas nie schodzi ze sceny.
Huśtawkę nastrojów swej bohaterki Danuta Stenka pokazuje w zadziwiający sposób. Unika skrajnych emocji. Do kulminacyjnej sceny Lia jest wyciszona, jakby tłumiła w sobie to, co najbardziej tragiczne. A jednak widz nie ma najmniejszej wątpliwości, jak bardzo cierpi.
Na takie potraktowanie postaci może sobie pozwolić tylko aktorka z osobowością. Nie musi nadużywać ekspresji, wystarczy, że zrobi trzy kroki na scenie, a widz i tak patrzy tylko na nią. Drobnym gestem czy uporczywym układaniem tych samych książek na stole potrafi oddać psychiczny stan Lii.