Pan Andrzej Łapicki, który na łamach "Rz" postulował przed laty powrót Teatru Telewizji "na żywo", kiedy obserwował swego ukochanego Fredrę z obłoków mógł czuć satysfakcję. Poniedziałkowy Fredro nie był bowiem transmisją granych od dawna spektakli teatralnych, lecz przygotowanych specjalnie na ten wieczór realizacji trzech ośrodków telewizyjnych. A w części warszawskiej wystąpiło wielu jego uczniów z Akademii Teatralnej .
Doskonale ustawiono dramaturgię tego wieczoru. Spektakl "Świeczka zgasła" zrealizowany niemal filmowo przez Jerzego Stuhra oglądało się z zainteresowaniem, choć bez fajerwerków. Historia dwojga podróżnych, którzy zatrzymują się na nocleg w tej samej leśnej chacie grana była przez Agnieszkę Radzikowską i Macieja Stuhra bardzo serio. Miało się wrażenie, że żadne z bohaterów nie jest świadome intrygi i nie prowadzi z interlokutorem przewrotnej gry miłosnej. I tego mi trochę zabrakło.
Dużo więcej humoru i ironii wprowadził Mikołaj Grabowski realizując "Zrzędność i Przekorę". pamiętał, że to jedna z wcześniejszych prac literackich Fredry zwiastująca jego wielki talent. Stąd obaj antagoniści grani brawurowo przez Romana Gancarczyka i Krzysztofa Globisza przypominali Fredrowskich bohaterów "Zemsty" Rejenta i Cześnika. A para młodych kochanków to bliscy krewni Klary i Wacława. W interpretacji Pauliny Puślednik i Krzysztofa Wieszczka bardzo przypominała współczesnych, znudzonych dwudziestolatków traktujących małżeństwo, jako rodzaj zesłania. Perełką był występ Jerzego Treli. Kiedy mówiono o sile uczucia on odsłaniał salę koncertową, gdzie grano poematy miłosne.
Z dużym poczuciem humoru podszedł do Fredry także Jan Englert wystawiając rzadko grany utwór "Nikt mnie nie zna" . Perypetie ludzi wzajemnie podejrzliwych, a często intrygantów, grane były brawurowo przez artystów warszawskich. Majstersztykiem była dopracowana w najdrobniejszym szczególe postać Zięby obrotnego kupca i nieufnego męża, w interpretacji Piotra Adamczyka.
Adamczyk znakomicie połączył tu talent dramatyczny z komediowym. Jak ryba w wodzie czuł się też w komedii dell'arte, gdy podbiegając do siedzącego wśród widzów prezesa Juliusza Brauna, zapytał go z trwogą w głosie "Naprawdę pan mnie nie zna". Aktor miał świetnych współpartnerów: Grzegorza Małeckiego, Ewę Konstancję Bułhak, Beatę Ścibakównę, duet Wojciech Malajkat-Zbigniew Zamachowski. Na osobne brawa zasługuje Janusz Gajos w roli przewrotnego Żyda egzekwującego weksle.