Reklama
Rozwiń

Żadne brednie, banialuki, czyli Fredro na żywo

Nie wiem, czy wieczór fredrowski w poniedziałkowej "Jedynce" powtórzy sukces frekwencyjny spektaklu "Boska". Wiem natomiast, że w przeciwieństwie do tamtego przedsięwzięcia było to wydarzenie artystyczne wysokiej rangi

Publikacja: 23.04.2013 13:55

Żadne brednie, banialuki, czyli Fredro na żywo

Foto: materiały prasowe

Pan Andrzej Łapicki, który na łamach "Rz" postulował przed laty powrót Teatru Telewizji "na żywo", kiedy obserwował swego ukochanego Fredrę z obłoków mógł czuć satysfakcję. Poniedziałkowy Fredro nie był bowiem transmisją granych od dawna spektakli teatralnych, lecz przygotowanych specjalnie na ten wieczór realizacji trzech ośrodków telewizyjnych. A w części warszawskiej wystąpiło wielu jego uczniów z Akademii Teatralnej .

Doskonale ustawiono dramaturgię tego wieczoru. Spektakl "Świeczka zgasła" zrealizowany niemal filmowo przez Jerzego Stuhra oglądało się z zainteresowaniem, choć bez fajerwerków. Historia dwojga podróżnych, którzy zatrzymują się na nocleg w tej samej leśnej chacie grana była przez Agnieszkę Radzikowską i Macieja Stuhra bardzo serio. Miało się wrażenie, że żadne z bohaterów nie jest świadome intrygi i nie prowadzi z interlokutorem przewrotnej gry miłosnej. I tego mi trochę zabrakło.

Dużo więcej humoru i ironii wprowadził Mikołaj Grabowski realizując "Zrzędność i Przekorę". pamiętał, że to jedna z wcześniejszych prac literackich Fredry zwiastująca jego wielki talent. Stąd obaj antagoniści grani brawurowo przez Romana Gancarczyka i Krzysztofa Globisza przypominali Fredrowskich bohaterów "Zemsty" Rejenta i Cześnika. A para młodych kochanków to bliscy krewni Klary i Wacława. W interpretacji Pauliny Puślednik i Krzysztofa Wieszczka bardzo przypominała współczesnych, znudzonych dwudziestolatków traktujących małżeństwo, jako rodzaj zesłania. Perełką był występ Jerzego Treli. Kiedy mówiono o sile uczucia on odsłaniał salę koncertową, gdzie grano poematy miłosne.

Z dużym poczuciem humoru podszedł do Fredry także Jan Englert wystawiając rzadko grany utwór "Nikt mnie nie zna" . Perypetie ludzi wzajemnie podejrzliwych, a często intrygantów, grane były brawurowo przez artystów warszawskich. Majstersztykiem była dopracowana w najdrobniejszym szczególe postać Zięby obrotnego kupca i nieufnego męża, w interpretacji Piotra Adamczyka.

Adamczyk znakomicie połączył tu talent dramatyczny z komediowym. Jak ryba w wodzie czuł się też w komedii dell'arte, gdy podbiegając do siedzącego wśród widzów prezesa Juliusza Brauna, zapytał go z trwogą w głosie "Naprawdę pan mnie nie zna". Aktor miał świetnych współpartnerów: Grzegorza Małeckiego, Ewę Konstancję Bułhak, Beatę Ścibakównę, duet Wojciech Malajkat-Zbigniew Zamachowski. Na osobne brawa zasługuje Janusz Gajos w roli przewrotnego Żyda egzekwującego weksle.

Reżyser Jan Englert wielokrotnie z powodzeniem sięgał po Fredrę. Tego wieczora przypominał mi ewangelicznego ojca, który przywrócił teatrowi kilku synów marnotrawnych. Wypadli oni nieopacznie spod jego dyrektorskich skrzydeł:jeden prowadzi z dość wątpliwym skutkiem teatr rozrywkowy, inny próbuje bez powodzenia stać się gwiazdą telewizji śniadaniowej, jeszcze inny gra w wyjątkowo żenujących reklamach. Tak rozmieniają ostatnio swe talenty na drobne. Dzięki Fredrze i Englertowi wrócili na łono prawdziwego teatru.

Całość trzyczęściowego widowiska przyciągnęła przed telewizory średnio 1,1 mln widzów, zapewniając tym samym 7,5 proc. udziałów dla TVP1 w grupie 4+ (dane: Nielsen Audience Measurement).

Spektakl najchętniej oglądali mieszkańcy miast (73 proc. widowni), osoby z wykształceniem wyższym i średnim (70 proc. widowni).

Zdecydowanie większe zainteresowanie premierą trzech jednoaktówek Aleksandra Fredry odnotowano w młodszej widowni 35-44. O godz. 21:05, kiedy przed telewizorami TVP1 zasiadło ich najwięcej, stanowili ponad 22 proc. wszystkich widzów Teatru TV.

Spektakl „Świeczka zgasła" w reżyserii Jerzego Stuhra w studiu telewizyjnym w Katowicach, zebrał przed telewizorami ponad 1,2 mln widzów (8,1 proc. udziałów).

Jednoaktówkę „Zrzędność i przekora" w reżyserii Mikołaja Grabowskiego ze studia TVP w Krakowie śledziło ponad 1 mln widzów (6,6 proc. udziałów).

Komedię w 1 akcie wierszem" pt. „Nikt mnie nie zna" w reżyserii Jana Englerta z plejadą wybitnych warszawskich aktorów oglądało również ponad 1 mln osób (7,6 proc. udziałów).

Wydarzenie pt. „Trzy razy Fredro" zostało przygotowane dzięki Telewizji Polskiej i Narodowemu Instytutowi Audiowizualnemu z okazji 60-lecia Teatru Telewizji i 220. rocznicy urodzin Aleksandra Fredry.

Pan Andrzej Łapicki, który na łamach "Rz" postulował przed laty powrót Teatru Telewizji "na żywo", kiedy obserwował swego ukochanego Fredrę z obłoków mógł czuć satysfakcję. Poniedziałkowy Fredro nie był bowiem transmisją granych od dawna spektakli teatralnych, lecz przygotowanych specjalnie na ten wieczór realizacji trzech ośrodków telewizyjnych. A w części warszawskiej wystąpiło wielu jego uczniów z Akademii Teatralnej .

Doskonale ustawiono dramaturgię tego wieczoru. Spektakl "Świeczka zgasła" zrealizowany niemal filmowo przez Jerzego Stuhra oglądało się z zainteresowaniem, choć bez fajerwerków. Historia dwojga podróżnych, którzy zatrzymują się na nocleg w tej samej leśnej chacie grana była przez Agnieszkę Radzikowską i Macieja Stuhra bardzo serio. Miało się wrażenie, że żadne z bohaterów nie jest świadome intrygi i nie prowadzi z interlokutorem przewrotnej gry miłosnej. I tego mi trochę zabrakło.

Teatr
Krzysztof Głuchowski: W Kielcach wygrał Jacek Jabrzyk
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Teatr
Wyjątkowa premiera w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Przy jakich przebojach umierają Romeo i Julia
Teatr
Teatr Wielki. Personalne przepychanki w Poznaniu
Teatr
„Ziemia obiecana” Kleczewskiej: globalni giganci AI zastąpili wyścig fabrykantów
Teatr
„Ziemia obiecana": co powiedzą Kleczewska, Głuchowski i Klata o dzisiejszej sytuacji?