W „Procesie" Krystiana Lupy według Franza Kafki sędzia krzyczy w stylu pamiętnego sejmowego wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego o tym, że to, co było, się skończyło. Każdy może stanąć przed komisją weryfikacyjną, którą z ekranu telewizora zachwala poseł PiS Ryszard Czarnecki.
„Proces" miał powstać w Teatrze Polskim we Wrocławiu, gdzie Lupa stworzył słynną „Wycinkę". Dziś można powiedzieć, że było to ostrzeżenie przed tym, co zrobi nowy dyrektor Cezary Morawski: pozwalniał aktorów Lupy, a jednego z najważniejszych inscenizatorów na świecie traktował jak nieutalentowanego debiutanta.
Ekipa Lupy znalazła azyl w Warszawie, a współpraca TR Warszawa, Studio, Powszechnego i Nowego sprawiła, że Lupa mógł w nieskrępowany sposób opowiedzieć o naszej współczesności. Zapytać o wpływ poglądów prezesa PiS na życie kraju, a jednocześnie postawić kwestię, czy artyści w swoich marzeniach o wolności nie byli nazbyt naiwni i oderwani od problemów Polaków. Na pewno zdarza się im robić za długie spektakle.
Symboliczny jest monolog o dwóch performerach, którzy wyśmiewają swoje gesty i paraliżują działanie. To obraz klinczu, w jakim trwa kraj. Ten wątek dominuje też w spektaklu „K" w poznańskim Polskim. Monika Strzępka i Paweł Demirski opowiadają o rywalizacji Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska, która uczyniła z Polski toksyczny kraj dla niemieszczących się w dwubiegunowym układzie partyjnym.
Dyrekcję w Starym Teatrze stracił Jan Klata. Nie spodziewał się, że konkurs dyrektorski zostanie nagle przyspieszony, a on zaproszony na przesłuchanie przed komisją w Warszawie w czasie prób generalnych „Wesela". Klata zdążył pokazać to, co jest polskim dramatem: martyrologiczny kult śmierci, niszczący witalne siły narodu.