Zespół, którego siedziba zwana międzynarodową wioską tańca mieści się w jednym z kibuców, był gościem warszawskiego festiwalu. Przywiózł spektakl „If At All" Rami Be'era, który kieruje tą kompanią od 1996 roku.
Co decyduje o niezwykłym choreograficznym stylu Rami Be'era? Jak prawdziwie wybitny twórca potrafi on czerpać z dorobku poprzedników. Jest zatem w jego spektaklach uroda tańca bliska baletom Jiřiego Kyliána. Jednocześnie umie wyzwolić w tancerzach niespotykaną energię. A w jego dopracowanych w najdrobniejszym szczególe, pozornie abstrakcyjnych układach jest głęboka prawda o międzyludzkich relacjach.
O sile izraelskiego tańca świadczy też fakt, że zaproszona na warszawski festiwal grupa LeeSaar przyjechała ze spektaklem „Princess Crocodile" z nowojorskiego Baryschnikov Art Centre. Stworzyła go jednak dwójka choreografów z Izraela: Lee Sher i Saar Harari. Tak oto Ameryka, uznająca się za ojczyznę tańca modern, i fundacja legendarnego rosyjskiego artysty Michaiła Barysznikowa, potwierdzają, gdzie jest centrum tanecznego świata.
Emocjonalną intensywność, cechującą spektakle Kibbutz Contemporary Dance Company, nieczęsto spotyka się u innych twórców. Na takim tle „Beautiful Beast" autorstwa Thomasa Noone'a – Brytyjczyka osiadłego w Hiszpanii, który tę choreografię zrealizował ze szwedzką grupą Norrdans – wydaje się być głównie zestawem ćwiczeń. To zresztą częsta przypadłość współczesnego tańca, kiedy ruch nie niesie ze sobą żadnych treści, więc widz obojętnie ogląda wysiłki wykonawców.
Minimalizm Hiszpana
Inną przypadłością trapiącą tę sztukę jest minimalizm, sprowadzający taniec do najprostszych czynności, jak choćby w „Box Melancoulique", który Niemiec Joahnnes Wieland stworzył z litewskim Aura Dance Theatre. W zamyśle miał to być rodzaj opowieści o „strasznych mieszczanach", jak z wiersza Juliana Tuwima, ale powtarzalność gestów i kroków szybko zaczęła nużyć. Spektakl uratowali właściwie warszawscy widzowie. Zmuszani przez artystów do wejścia na scenę (pomysł to także nienowy w dzisiejszym tańcu) tak wczuli się w konwencję, że wypadali ciekawiej od profesjonalistów.
Redukcja artystycznych środków nie zawsze wszakże jest naganna. Hiszpan Daniel Abreu też ogranicza ruch do minimum. W jego choreografiach – „Otros rastros", którą przywiózł z ojczyzny, czy „Fuera de campo", którą przygotował z naszym Teatrem Tańca Zawirowania – pozornie nie ma żadnej akcji. W półnagich, pokazanych w półmroku ciałach dostrzegamy niemal jedynie napinanie mięśni. A jednak jest w tym napięcie, nakazujące obserwować propo-?zycje Daniela Abreu z zaciekawieniem. Jeśli jednak dziś zredukujemy taniec do drgań muskułów, to czym będzie ta sztuka w przyszłości?