Korespondencja z Brukseli
Ursula von der Leyen, nowa niemiecka przewodnicząca Komisji Europejskiej, może mieć powody do zadowolenia. Swoją kadencję rozpocznie 1 grudnia, czyli tylko miesiąc później niż planowano. Miesiąc poślizgu w inauguracji to dokładnie tyle samo, ile miała odchodząca Komisja pod wodzą Jean-Claude Junckera. Można to uznać za sukces Niemki biorąc pod uwagę fakt, że w początkowej fazie Parlament Europejski odrzucił troje kandydatów na komisarzy, podczas gdy pięć lat temu zmiana dotyczyła tylko jednej osoby. Ponadto von der Leyen miała znacznie mniej czasu na przygotowanie się do nowej roli. Wreszcie akceptujący jej osobę i całą Komisję Europejską unijny Parlament jest dziś dużo bardziej podzielony i mniej przewidywalny niż w 2014 roku.