Turcja zaprzecza, że śmierć setek tysięcy Ormian w imperium osmańskim w latach 1915–1917 była wynikiem ludobójstwa i zazwyczaj ostro krytykuje państwa, których parlamenty przyjmują rezolucje takie, jak teraz Syria. A jest ich ponad 30, w tym Polska.
Trudno nie łączyć decyzji podporządkowanego Baszarowi Asadowi parlamentu z narastającym konfliktem między Turkami a syryjskim reżimem w północno-wschodniej Syrii. Prezydent Erdogan grzmiał w środę, że uderzy w wojska Asada, jeżeli cokolwiek stanie się jeszcze jakiemuś żołnierzowi tureckiemu (w ostatnich dniach zginęło kilkunastu).
To efekt wszczętej w grudniu ofensywy wojsk rządowych w prowincji Idlib, ostatnim bastionie rebeliantów w Syrii, głównie fundamentalistów islamskich, w tym terrorystów. Turcja, która na początku trwającej dziewięć lat wojny domowej w Syrii, nie wyobrażała sobie jej zakończenia bez obalenia Asada, dwa lata temu dogadała się ze wspierającą go Rosją, przejęła kontrolę nad pograniczną częścią prowincji Idlib, współpracując z tamtejszymi rebeliantami. W wyniku ofensywy wracają stare podziały. Nie jest jasne, czy wzajemne oskarżenia Rosji i Turcji są tymczasowe czy oznaczają początek końca sojuszu.
Od grudnia 700 tys. ludzi ucie kło z rejonów walk.