Tak utrzymuje ordynator instytutu zakaźnego Mediterranee Infection w Marsylii Didier Raoult. Ekscentryczny profesor od wybuchu epidemii dzielił jednak Francuzów: dla jednych jest szarlatanem, dla innych potencjalnym zbawcą, który może powstrzymać rozprzestrzenianie się choroby.
Do tej pory francuskie władze nie podzielały jednak jego stanowiska. Ale to się zmienia. W czwartek wieczorem minister zdrowia Olivier Veran wydał zgodę, aby lekarze przepisywali na receptę chlorochinę osobom cierpiącym na poważne objawy koronawirusa. Lek nie będzie więc w wolnej sprzedaży. Jednocześnie rząd wprowadził ograniczenia w eksporcie preparatu w obawie, że jego magazyny mogą się wyczerpać.
Dwa dni temu do profesora Raoulta zadzwonił prezydent Emmanuel Macron. Miała do tego przekonać go żona, Brigitte.
Raoult twierdzi, że użycie chlorochiny zaleca już “kilka krajów”, w tym Holandia, Belgia i Indie. Chodzi jednak o stanowisko związków lekarzy. W każdym przypadku podkreślają oni przy tym, że proces udowodnienia skuteczności chlorochiny jest na bardzo wstępnym etapie i nie może zwalniać od leczenia chorego także w inny sposób.