Plakaty Jaira Bolsonaro zdobiące ulice brazylijskich miast coraz częściej oblane są czerwoną farbą. Albo opatrzone napisem „genocida", ludobójca. Prezydent od początku lekceważył pandemię, którą nazwał „małą grypką". Nie nosił masek ochronnych, sprzeciwiał się zakupowi szczepionek a tych, którzy je użyją straszył, że "przemienią się w krokodyla".
W środę odmówił wprowadzenia narodowego lockdownu i procesuje się z gubernatorami, którzy w swoich stanów wprowadzili ograniczenia.
50 procent skuteczności
Dziś do Brazylijczyków dociera, jaką cenę przyszło im za to zapłacić. Tylko w marcu oficjalnie na covid zmarło 66 tys. osób, w kwietniu może to być 100 tys. W minionym tygodniu kraj pobił dzienny rekord zgonów (4,2 tys.). Łącznie to już 350 tys. ofiar, najwięcej poza Stanami Zjednoczonymi.
Służba zdrowia, przed pandemią jedna z lepszych w Ameryce Łacińskiej, jest na skraju zapaści. Trzy czwarte prywatnych szpitali ma najwyżej tygodniowe zapasy podstawowych leków czy tlenu potrzebnego pacjentom z najtrudniejszymi przypadkami covidu. Nawet w zamożnej Brasilii oddziały intensywnej terapii są pełne.
Brazylia z uwagi na tropikalny klimat ma dobrze rozwinięty system szczepień. Jednak kraj do tej pory udzielił tylko 12,2 dawek/100 mieszkańców (20 w Polsce) z braku odpowiednich dostaw z zagranicy i umów licencyjnych na produkcję na miejscu. Do dyspozycji są dwa preparaty: Sinovac i (w mniejszej ilości) AstraZeneca.