Po raz pierwszy do protestujących od kilku dni mnichów buddyjskich przyłączyli się działacze opozycyjnej Ligi na rzecz Demokracji, a demonstracja przerodziła się w największą od 20 lat polityczną manifestację. Maszerujący przez centrum miasta tłum skandował: "Demokracja! Demokracja!".

Władze, które groziły "poczynieniem adekwatnych kroków", nie reagowały. Jednak tuż po zakończeniu demonstracji na ulicach Rangunu rozmieszczono specjalne oddziały policji oraz wojska. Setki uzbrojonych po zęby żołnierzy i policjantów otoczyły pagodę Sule, która jest centralnym miejscem protestów tysięcy mnichów.

Wczoraj do międzynarodowych apeli o spokój i zaprzestanie łamania praw człowieka w Birmie przyłączył się prezydent USA George W. Bush. Zapowiedział, że Waszyngton zaostrzy sankcje ekonomiczne przeciw birmańskiemu reżimowi oraz zakaże wjazdu na swoje terytorium osobom odpowiedzialnym za najbardziej rażące przypadki łamania praw człowieka w tym kraju.