Dzień po konferencji blisko-wschodniej w Annapolis przywódcy Izraela i Autonomii Palestyńskiej spotkali się wczoraj w Białym Domu, by symbolicznie rozpocząć rozmowy o porozumieniu pokojowym. To gest ze strony gospodarza konferencji prezydenta USA George’a W. Busha, który pod koniec swojej drugiej kadencji demonstruje ogromne zaangażowanie w sprawy Bliskiego Wschodu.
– Nasze drzwi i linie telefoniczne będą cały czas otwarte dla stron negocjacji – zapowiedziała rzeczniczka Białego Domu Dana Perino.
Większość uczestników i obserwatorów zgodnie przyznaje, że rezultat wtorkowego spotkania w Akademii Marynarki Wojennej pod Waszyngtonem z udziałem przedstawicieli 46 państw, w tym arabskich, okazał się lepszy, niż oczekiwano. Ehud Olmert i Mahmud Abbas zobowiązali się do rozpoczęcia formalnych rozmów pokojowych 12 grudnia z zamiarem zakończenia ich do końca przyszłego roku. – Wydaje się, że mamy nowy początek – powiedział obecny w Annapolis szef polskiego MSZ Radosław Sikorski. – Jest iskierka nadziei, ale przed nami ogromna praca – ocenił szef brytyjskiej dyplomacji David Milliband. Szefowa amerykańskiej dyplomacji Condoleezza Rice powołała w środę byłego dowódcę wojsk NATO w Europie generała Jamesa Jonesa na stanowisko specjalnego wysłannika ds. bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie.
Radykalny (i nieobecny w Annapolis) palestyński Hamas, który kontroluje Strefę Gazy, ogłosił, że spotkanie zakończyło się fiaskiem. Organizacja otrzymała wsparcie ze strony prezydenta Iranu. Mahmud Ahmadineżad oświadczył, że szczyt był „porażką od samego początku” i próbą izolacji Iranu. – Przeznaczeniem Izraela jest upadek – dodał.
—ap