Zatrzymano sześcioro pracowników czterech prywatnych klinik w Barcelonie. Wśród nich doktora Carlosa Morina. Tego samego, który na filmie nakręconym ukrytą kamerą przez telewizję duńską mówi kobiecie w siódmym miesiącu ciąży: „Wstrzykujemy mu do serca truciznę, która powoduje natychmiastową śmierć. To kosztuje 4000 euro”.
Do usuwania ciałek tak dużych dzieci służyła maszynka odkryta w klinice Ginemedex. Z opisu gazety „ABC” wynika, że to rodzaj malaksera połączonego z systemem kanalizacji. Zmielone dowody zbrodni ginęły w ściekach. Ale pobierane teraz z rur próbki DNA mogą nie tylko pogrążyć personel, ale i doprowadzić śledczych do matek.
Wśród zatrzymanych jest kubański lekarz, który – nie będąc anestezjologiem – znieczulał ciężarne. Wiele mogło nie zdawać sobie sprawy, że uczestniczy w tak ohydnej zbrodni. W przypadku zaawansowanej ciąży Morin i jemu podobni po prostu wywoływali poród i obcinali główkę, gdy tylko się pojawiła. Wcześniej robili dziecku zastrzyk uspokajający w ciemiączko, by rodząca nie zorientowała się, że ono wciąż żyje. „Tani zastrzyk, bo liczył się przede wszystkim zysk” – zaznacza madrycki dziennik. Często odsysali płodom mózg.
Przerwania ciąży można legalnie dokonać w Hiszpanii wyłącznie, gdy zagraża ona życiu i zdrowiu matki, jest wynikiem gwałtu albo płód jest zdeformowany. Mimo surowych przepisów w zeszłym roku zarejestrowano 70 tys. aborcji: ciąża była usuwana co siedem minut. Rok wcześniej padł porażający rekord – 100 tys. aborcji.
Furtką, z której korzystają prywatne kliniki, jest zapis o zagrożeniu zdrowia matki. Wystarczy opinia psychologa, że urodzenie dziecka pogłębi depresję albo wywoła stany lękowe. Plagę aborcji próbują powstrzymać szpitale państwowe. Nie jest to zorganizowana akcja, lecz żelazna konsekwencja w przestrzeganiu prawa. W państwowej służbie zdrowia, która dokonuje w Hiszpanii tylko 3 procent wszystkich aborcji, nie wystarczy zaświadczenie psychologa, a lekarze coraz częściej odmawiają wykonania zabiegu. – W szpitalach państwowych nie usuwa się ciąży ot tak – mówi „Rz” Laura Estevan, rzecznik Katalońskiego Instytutu Zdrowia. – Bardzo rygorystycznie podchodzi się do przepisów. Jeśli w grę wchodzi zdrowie psychiczne, szpital żąda opinii niezależnego psychiatry. Przypadki gwałtów sprawdzamy pod mikroskopem. Z ogromną delikatnością, ale dokładnie. Ten problem ma niewielki procent kobiet. Jeśli potwierdzają to dokumenty policji, szpital nie robi trudności.