– Przybyliśmy tu, by uwolnić Basrę od jej wrogów, a teraz formalnie przekazujemy ją przyjaciołom – powiedział gen. Graham Binns, który dowodził brytyjskimi żołnierzami w 2003 roku. Część Brytyjczyków pozostanie jeszcze w bazie w Basrze i będzie szkolić Irakijczyków. W całym Iraku zostanie ich 4,5 tysiąca. Ale do połowy 2008 r. – już o dwa tysiące mniej.

Basra jest dziewiątą z 18 prowincji Iraku przekazaną miejscowym władzom i ostatnią z czterech, które w 2003 r. zajęli Brytyjczycy. Cztery lata temu wojska brytyjskie były witane jak oswobodziciele, ale później sympatia do nich zmalała. Według sondażu przeprowadzonego przez BBC 86 proc. mieszkańców regionu ocenia ich obecność negatywnie. Zaledwie 2 procent jest innego zdania. Mimo to iracki doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Muwafaq al Rubei dziękował Brytyjczykom za ochronę miasta. Według nieoficjalnych informacji wczorajszą uroczystość poprzedziło zawarcie umowy z Armią Mahdiego radykalnego duchownego Muktady as Sadra. Brytyjczykom obiecano, że nie będą już atakowani.

Gubernator prowincji Mohammed al Wely zapowiedział, że Basra stanie się strefą wolną od broni, a każda uzbrojona grupa będzie uznawana za przestępczą. Człowiek numer 2 w al Kaidzie Ajman al- Zawahiri oświadczył jednak, że przewagę w Basrze będą mieli teraz rebelianci. – W Iraku rośnie siła mudżahedinów i pogarsza się sytuacja Amerykanów. Decyzja Brytyjczyków o ucieczce to wystarczający dowód – powiedział.

afp, ap, dpa