Przez ostatnie dwa lata SPD patrzyła bezradnie, jak rośnie popularność kanclerz Angeli Merkel. Zdominowała ona swych koalicyjnych partnerów, nie pozwalając im na rozwinięcie skrzydeł. Jak pisze „Spiegel Online“, nie zamierzają tego dłużej tolerować i opracowują strategię „odczarowania” szefowej rządu, licząc na wygranie wyborów za półtora roku.
Sposób jest prosty, ale do tej pory w Niemczech nie stosowany: przedstawić Merkel zarzuty braku siły przywódczej i słabego zaangażowania po stronie ludzi pracy – donosi „Spiegel”. Powstała już grupa robocza, a jeden z jej członków Karl Lauterbach dowiadywał się w USA o amerykańskie doświadczenia w dziedzinie tzw. negatywnej kampanii wyborczej.
Merkel niejedno ma na politycznym sumieniu, ale z całą pewnością nie była nigdy bohaterką skandali obyczajowych. Nie o to zresztą SPD chodzi. Zamierza przenieść punkt ciężkości ataków z CDU na jej przywódczynię.
– Trudno powiedzieć, jaki będzie tego skutek, ale będzie to zapewne nowość na niemieckiej scenie politycznej – twierdzi politolog Jochen Thies. Z badań wynika, że szczyt popularności pani kanclerz ma już za sobą. Kilka tygodni temu pozytywnie oceniało ją dwie trzecie obywateli. Dokładnie tyle samo co Franka-Waltera Steinmeiera, szefa MSZ i wschodzącą gwiazdę SPD. Jeszcze niedawno o takim rozwoju sytuacji socjaldemokraci mogli jedynie marzyć.
– Socjaldemokraci korzystają z przesunięcia na lewo preferencji politycznych Niemców rozczarowanych tym, że nie widzą w swych portfelach korzyści z boomu gospodarczego ostatnich dwu lat – zwraca uwagę politolog prof. Hajo Funke. SPD walczy więc o wprowadzenie płacy minimalnej i przypomina bogaczom, że powinni się dzielić swymi pieniędzmi z resztą społeczeństwa, bo wymaga tego elementarne poczucie sprawiedliwości społecznej.