Rozświetlona w żółto-niebieskich barwach wieża Eiffla i godzinny wywiad prezydenta dla telewizji publicznej zainaugurowały półroczne francuskie przewodnictwo w UE.
Francja robiła wszystko, by pokazać, że jej półroczne przewodnictwo nie upłynie pod znakiem kryzysu spowodowanego odrzuceniem nowego traktatu przez Irlandczyków w referendum. Na liście czterech priorytetów nie ma traktatu lizbońskiego.
– Umówiliśmy się, że trzeba dać czas Irlandii – powiedział premier Francois Fillon. Paryż w tym czasie będzie przybliżał Unię obywatelom. Zakończy prace nad pakietem energetyczno-klimatycznym – zestawem przepisów przestawiających UE na tory energii czystszej i mniej zależnej od wydarzeń politycznych oraz spekulacji na światowych rynkach.
W rękach Paryża znalazły się też losy reformy wspólnej polityki rolnej. To ukochana polityka Francji. Zapewnia ochronę jej rynku żywnościowego i dotacje dla rolników. Paryż argumentuje, że w obliczu wzrostu cen żywności wspieranie produkcji europejskiej zyskało dodatkowe uzasadnienie. Francja będzie też przekonywała unijnych partnerów do wspólnej kontroli imigrantów. W żadnej z tych dziedzin brak traktatu lizbońskiego Francji nie przeszkodzi. Na irlandzkim „nie” ucierpi natomiast – ważny dla Nicolasa Sarkozy’ego – plan wzmocnienia wspólnej polityki obronnej. Co prawda rząd nadal mówi o konieczności wzmacniania zdolności obronnych, ale nie ma już mowy o tworzeniu stałego wspólnego dowództwa dla europejskich akcji wojskowych. To mogłoby dodatkowo rozsierdzić neutralnych Irlandczyków.Nicolas Sarkozy chce, by Unia była bardziej dynamiczna i bliższa obywatelom.
– Ludzie nie rozumieją Unii. Nie rozumieją tych wszystkich spraw instytucjonalnych. Nawet ja ich nie rozumiem – mówił wczoraj dziennikarzom w Paryżu minister spraw zagranicznych Bernard Kouchner. Według niego mieszkańcy UE boją się dziś globalizacji, martwi ich wzrost cen paliw i droga żywność.