W przyszłym miesiącu USA ogłoszą plan powołania swojej sekcji interesów w Teheranie, pierwszego od 1980 roku amerykańskiego przedstawicielstwa dyplomatycznego w Iranie – podał „Guardian”. Brytyjski dziennik podkreśla, że byłby to przełom w stosunkach z Iranem, bo przez ostatnie siedem lat George W. Bush prowadził twardą politykę wobec reżimu ajatollahów.
– Otwarcie takiej placówki to dobry pomysł – ocenia James P. Rubi. Jednocześnie wykładowca na Columbia University i zastępca sekretarza stanu za rządów Billa Clintona przekonuje na łamach „New York Timesa”, że polityka Busha, który konsekwentnie opowiadał się przeciwko bezpośrednim rozmowom z Iranem, nie przyniosła niemal żadnych efektów.
Przed końcem drugiej kadencji prezydent USA może jednak porzucić rolę złego policjanta. W weekend do Szwajcarii pojedzie podsekretarz stanu USA William Burns, gdzie wysłucha argumentów Iranu w sprawie programu nuklearnego. I choć nie będzie prowadził negocjacji, analitycy są zgodni: to ważny gest, zwłaszcza że wykonany wkrótce po pokazowych testach irańskich rakiet dalekiego zasięgu.
Prosto z Genewy Burns uda się do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Tam bowiem, w drodze do Azji, zatrzyma się w przyszłym tygodniu sekretarz stanu Condoleezza Rice. – Będzie okazja, by Burns osobiście zdał jej relację ze spotkania z irańskim negocjatorem ds. nuklearnych Saadem al Jalilim – powiedział rzecznik Departamentu Stanu. Pani Rice już wczoraj mówiła, że USA popierają dyplomatyczne zabiegi.
Znad krawędzi wojny z Zachodem próbują też odejść irańscy przywódcy. Mahmud Ahmadineżad pytany o plany otwarcia amerykańskiej placówki nie mówił już o zniszczeniu Wielkiego Szatana, lecz – cytowała irańska agencja FNA – oznajmił, że z radością powita pomysł polepszenia stosunków z USA.