Naftowy gigant BP (jeszcze kilka lat temu znany jako British Petroleum) może w każdej chwili stracić wpływ na spółkę wydobywającą ropę w Rosji, mimo że ma w niej 50 procent udziałów. Wszystko dlatego, że Rosję musiał opuścić Amerykanin Robert Dudley, który w spółce BP był prezesem zarządu i dyrektorem wykonawczym. Jego wiza traci ważność 29 lipca, a rosyjskie władze nie chciały mu jej przedłużyć.
– Zostałem zmuszony do wyjazdu, ale będę kierował spółką z zagranicy – zapowiedział Dudley. Nie będzie mu jednak łatwo zapanować nad firmą, która zatrudnia 60 tysięcy ludzi i jest trzecim wydobywcą surowców energetycznych w Rosji.
Eksperci się zastanawiają, czy czterech rosyjskich oligarchów, którzy mają drugą połowę udziałów, nie próbuje wykorzystać swoich politycznych wpływów do przejęcia brytyjskiego biznesu.
– Rosyjskie państwo jest zdolne wywierać presję na biznes, ale w tym przypadku polityka raczej nie wchodzi w grę – mówi „Rz” Natalia Smorodinskaja z Instytutu Gospodarki Rosyjskiej Akademii Nauk. Analitycy tłumaczą, że rosyjscy udziałowcy próbują wyciągnąć pieniądze od BP. Brytyjczycy stawiają bowiem na długofalowy rozwój i inwestycje, a Rosjanie chcieliby jak najszybszych zysków.
Fiodor Łukianow, redaktor naczelny miesięcznika „Rosja w Polityce Globalnej”, nie ma wątpliwości, że cała sprawa odbywa się za przyzwoleniem władz. – Potężne rosyjskie spółki wykorzystują wpływy polityczne do walki z innymi graczami. Niepokojące jest, że urzędnicy państwowi poddają się ich presji – powiedział „Rz” rosyjski ekspert.