Plotka krążyła od pewnego czasu w Internecie, aż w końcu trafiła do „The Boston Globe”. Zgodnie z nią republikańska administracja na krótko przed zaplanowanymi na 4 listopada wyborami prezydenckimi ogłosi stan wojenny. Pretekstem będzie trwający obecnie kryzys finansowy, ale prawdziwym celem odwołanie głosowania i zablokowanie drogi do Białego Domu kandydatowi demokratów Barackowi Obamie.
Osoby rozpowszechniające plotkę przypominają o prezydenckiej dyrektywie numer 51 z 2007 roku. Zgodnie z nią w przypadku „zagrożenia dla kraju” powinno się podtrzymać „ciągłość rządów”. Tym zagrożeniem zaś może być „każde wydarzenie (...) które prowadzi do (...) zamętu poważnie wypływającego na populację, infrastrukturę, środowisko naturalne, gospodarkę lub funkcjonowanie rządu USA”.
Plotka zapewne okaże się wymysłem, ale odzwierciedla fatalną sytuację, w jakiej znaleźli się republikanie. Od czasu rozpoczęcia bankowego kryzysu notowania ich kandydata Johna McCaina lecą na łeb, na szyję i na pewno nie poprawi ich opublikowany w sobotę raport dotyczący republikańskiej kandydatki na wiceprezydenta Sary Palin.
[srodtytul]Palin nadużyła władzy[/srodtytul]
Według niezależnego raportu pani Palin jako gubernator Alaski nadużyła władzy. Pozwoliła bowiem swojemu mężowi Toddowi wywierać naciski na stanową policję. Naciski te doprowadziły do usunięcia z jej szeregów byłego szwagra Palin. Mężczyzna procesował się wówczas z jej siostrą o prawo do opieki nad dziećmi.