Radość na krańcach przedmieść

O krok od triumfu. Na wiecu Baracka Obamy panuje atmosfera radosnego podniecenia. Jego zwolennicy są przekonani, że historyczne zwycięstwo jest w zasięgu ręki

Aktualizacja: 24.10.2008 05:22 Publikacja: 23.10.2008 20:11

Na wiecu Obamy w Leesburgu

Na wiecu Obamy w Leesburgu

Foto: AFP

W chłodne październikowe popołudnie nad cichymi zwykle uliczkami wokół parku imienia Idy Lee w miasteczku Leesburg unosi się odległy męski głos. Z oddali nie słychać, co mówi mężczyzna przez ustawione w parku głośniki, ale charakterystyczna intonacja nie pozostawia wątpliwości: to Barack Obama. W parku zaczął się właśnie jego wiec.

– Jak mułła wzywający na modlitwę – rzuca młody mężczyzna stojący przed domem oznakowanym tablicami kampanii McCaina. – Cholerni demokraci, nawet postać spokojnie na ulicy przez nich nie można – denerwuje się i wraca do domu, zatrzaskując drzwi.

Położony o godzinę drogi samochodem od Waszyngtonu Leesburg stał się w ostatniej dekadzie sypialnią stolicy. Takie odległe sypialnie złożone z jednorodzinnych domów i zamieszkane przez klasę średnią nazywa się w Ameryce eksurbiami, by podkreślić, że znajdują się jeszcze dalej od miasta niż suburbia.

Eksurbia były w ostatnich latach ostoją Partii Republikańskiej. W 2004 roku George W. Bush zdobył poparcie ponad 60 procent wyborców z eksurbiów. Tu w Leesburgu pokonał demokratę Johna Kerry’ego z miażdżącą przewagą kilkunastu tysięcy głosów. W tym roku republikanie są jednak w defensywie, bo kryzys finansowy najdotkliwiej uderza właśnie w mieszkańców eksurbii. W wąskich, pełnych uroku uliczkach wokół parku tablic kampanii McCaina nie jest dziś wcale więcej niż tych z charakterystycznym „O” jego demokratycznego przeciwnika.

[srodtytul]Jak na koncercie[/srodtytul]

Dojazd na wiec Obamy nie jest łatwy. Już trzy godziny przed jego rozpoczęciem wokół Leesburga zaczęły się tworzyć długie korki. Jak przed koncertem rockowym. Organizatorzy oceniają, że do parku przyszło 30 tysięcy, może nawet 40 tysięcy ludzi. Obama stoi na podium w niewielkiej dolince, a tysiące ludzi tłoczą się na trzech otaczających ją pagórkach. Niebo jest błękitne, zachodzące słońce rzuca na twarze ludzi złocistą poświatę. – Scena jak z filmu – zachwyca się starsza kobieta w ręcznie wydzierganej wełnianej czapce. Obok czarny mężczyzna podnosi w górę dziecko, mówiąc: – Patrz, przyszły prezydent.

– Jeśli zostanę prezydentem... – zaczyna kolejne zdanie Barack Obama, lecz nie może dokończyć, bo chór głosów przerywa mu radosnymi okrzykami: – Zostaniesz! Na pewno! Już nim jesteś!

Demokratyczny senator energiczne kręci głową. – Jeszcze nie, jeszcze nie. Nie chwal dnia przed zachodem słońca – uspokaja. Ale na wiecu panuje nastrój radosnego podniecenia. Ludzie robią sobie zdjęcia z ledwo widocznym Obamą przemawiającym gdzieś w tle, poklepują się po plecach, uśmiechają do nieznajomych.

Obama krytykuje słowa Sary Palin, która niedawno mówiła o tym, że prowincjonalna Ameryka jest bardziej „proamerykańska” od tej wielkomiejskiej.

– Nie ma dobrych i złych zakątków w tym kraju, nie ma proamerykańskich i antyamerykańskich. Nie możemy sobie pozwolić na to, by nasz kraj był podzielony! – podkreśla Obama.

[srodtytul]Jedność w różnorodności[/srodtytul]

Przesłanie jest proste: jednoczmy się. I z tłumu emanuje jedność w różnorodności.

Biali obok czarnych, Azjaci obok Latynosów. Poważni mężczyźni w garniturach i mało poważni faceci w wyciągniętych swetrach i dżinsach. Młodzi obok starych i maluchy przewalające się z nudów po trawie.

„Homeschoolers for Obama”, głoszą napisy na koszulkach dzieci uczących się w domu i nauczających je matek.„Strażacy za Obamą”.„Republikanie za Obamą”.„Kontrolerzy ruchu powietrznego za Obamą”.

– Niewiele słyszałam z tego, co mówił, ale i tak wiem, co powiedział. Przyjechałam tu dla tej atmosfery, żeby zobaczyć ten tłum – mówi po zakończonym wiecu studentka jednego z waszyngtońskich uniwersytetów Becky Gehr. Wyciąga z kieszeni 10 dolarów, by kupić od jednego z czarnych handlarzy, wyglądających jak grupa raperów, koszulkę z wizerunkiem Obamy.

– Ale radość, ale frajda. To będzie wielkie zwycięstwo – cieszy się Becky.

Losy walki o eksurbia w Leesburg nie są jednak wcale przesądzone. Przed wejściem do parku pokaźna grupa zwolenników Johna McCaina wymachuje ręcznie wypisanymi transparentami: „Doświadczenie ma znaczenie”, „Barack nie jest za ochroną życia poczętego” oraz „Wesprzyj Joe Hydraulika, głosuj na McCaina”. Kilka lokalnych rodzin z dziećmi krąży po okolicy w koszulkach kampanii McCaina. Z uśmiechem żegnają zwolenników Obamy, gdy ci wsiadają do swych energooszczędnych aut – hybrydowych toyot i maleńkich smartów.

W chłodne październikowe popołudnie nad cichymi zwykle uliczkami wokół parku imienia Idy Lee w miasteczku Leesburg unosi się odległy męski głos. Z oddali nie słychać, co mówi mężczyzna przez ustawione w parku głośniki, ale charakterystyczna intonacja nie pozostawia wątpliwości: to Barack Obama. W parku zaczął się właśnie jego wiec.

– Jak mułła wzywający na modlitwę – rzuca młody mężczyzna stojący przed domem oznakowanym tablicami kampanii McCaina. – Cholerni demokraci, nawet postać spokojnie na ulicy przez nich nie można – denerwuje się i wraca do domu, zatrzaskując drzwi.

Pozostało 86% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021