Ministrowie spraw zagranicznych UE uznali wczoraj, że Białoruś nie wypełniła do końca pokładanych w niej nadziei, i zdecydowali o przedłużeniu na kolejny rok sankcji oznaczających zakaz podróżowania po Unii dla 38 przedstawicieli najwyższych władz tego kraju. Jednak sankcje istnieją tylko na papierze, a ich stosowanie zostało zawieszone na kolejne dziewięć miesięcy.
– Ma to zachęcić władze w Mińsku do dalszych wysiłków na drodze do demokratyzacji i respektowania praw człowieka, w tym praw mniejszości narodowych – wyjaśniał uczestniczący w spotkaniu w Brukseli szef polskiego MSZ Radosław Sikorski. Jego zdaniem zezwolenie, a właściwie przymknięcie oka, na niedzielny zjazd i wybory nowych władz Związku Polaków na Białorusi to dobry znak.
– Władze w Mińsku wystraszyły się licznej obecności mediów, posłów i senatorów z Polski na niedzielnym zjeździe Związku Polaków na Białorusi. Ale to, czy nie będzie represji wobec Polaków, dopiero się okaże. Już wiadomo, że trzy osoby straciły pracę – mówi „Rz” Marek Bućko, wiceprezes Fundacji Wolność i Demokracja wspierającej Polaków na Białorusi. Na dalsze ustępstwa ze strony Aleksandra Łukaszenki liczy też szef parlamentarnego zespołu ds. Białorusi Robert Tyszkiewicz z PO.
– Niedzielny zjazd jest dopiero etapem przywracania legalności Związku Polaków na Białorusi. Władze ZPB dostały silny demokratyczny mandat i mogą teraz reprezentować interesy mniejszości w negocjacjach z władzami – podkreśla w rozmowie z „Rz” poseł Tyszkiewicz.
Unijni dyplomaci nie zdecydowali jeszcze, czy zaproszą Łukaszenkę na szczyt Unii Europejskiej i państw Europy Wschodniej 7 maja w Pradze, na którym ma zostać zainicjowany projekt Partnerstwa Wschodniego. Program pomocy finansowej, współpracy handlowej i ułatwień wizowych na pewno obejmie Ukrainę, Gruzję, Mołdawię, Armenię i Azerbejdżan. Udział Białorusi stoi jeszcze formalnie pod znakiem zapytania, ale polski minister po wczorajszej rozmowie z szefami dyplomacji pozostałych 26 państw UE uznał, że sprawa jest faktycznie przesądzona.