Europejskie media z oburzeniem informują o gigantycznej pensji przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya. Eurokrata zarabia 350 tys. euro rocznie, czyli więcej niż prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama (282 tys. euro).
Włoski dziennik „Il Giornale”, komentując te doniesienia, ujawnił jednak, że wielu Włochom opłacanym przez podatników powodzi się jeszcze lepiej. Przy czym nie chodzi wcale o prezydenta Giorgia Napolitano (218 tys. euro rocznie) czy premiera Silvia Berlusconiego (212 tys.), ale o szefów parlamentarnej biurokracji, niektórych menedżerów i prezesa telewizji publicznej RAI.
Antonio Malaschini, sekretarz generalny Senatu, jeśli chodzi o oficjalną hierarchię, sprawuje funkcję trzeciej kategorii, równoważną szeregowemu senatorowi, a ustępującą wiceministrom. Zarabia jednak obecnie 485 tys. euro rocznie. W ubiegłym roku otrzymał 10 proc. podwyżki – zgodnymi głosami wszystkich senatorów. Rzecznik Senatu pytany, dlaczego Malaschini dostał tak dużą podwyżkę i dlaczego w ogóle tyle zarabia, wyjaśnił, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem w ramach „wyrównania pensji urzędników w Senacie i Izbie Deputowanych”.
Faktycznie, sekretarz generalny Izby Deputowanych Ugo Zampetti już od dłuższego czasu zarabiał 483 tys. euro i jak pokpiwa „Il Giornale”, był to wobec Senatu niesłychany despekt, wymagający natychmiastowego zadośćuczynienia. Na marginesie dziennik ujawnia, że sekretarz generalny władz miejskich miasta Stezzano w Lombardii za swoje usługi pobiera 247 tys. euro.
Jednak mniejsza o „głównych księgowych parlamentu”, jak pogardliwie obu panów nazywa prestiżowy gospodarczy dziennik „Sole 24 Ore”, wskazując równocześnie na zarobki stenografów Senatu. Nie dość, że pełnią funkcję dziś już zupełnie anachroniczną, to jest ich aż 60! Przy czym, jeśli dolar będzie nadal tracił do euro, niebawem ci z najdłuższym stażem będą zarabiać więcej od Baracka Obamy.