Berlin pęka w szwach od turystów. Niemiecka stolica nie ma przy tym praktycznie żadnych wielkich zabytków. Nie tutaj wykuwała się historia naszego kontynentu i świata. Z jednym wyjątkiem. Są nim czasy nazistowskie, okres wojny i dziesięciolecia powojenne, których symbolem jest mur berliński.
To właśnie wycieczkę po tych czasach oferuje Berlin turystom, konkurując z wielkimi stolicami europejskimi. Jest już częściej odwiedzany niż Rzym. Przed sobą ma jeszcze Paryż i Londyn.
Rosną więc jak grzyby po deszczu miejsca pamięci ofiar nazistowskiego terroru oraz dyktatury NRD. – Czy nie mamy innej godnej upamiętnienia historii niż stulecie katastrof naszego narodu? – pytają przeciwnicy swoistego masochizmu historycznego i nadmiernej, ich zdaniem, poprawności politycznej w traktowaniu historii. Zgłaszają zastrzeżenia do najnowszego projektu władz miasta, które wysupłały ze świecącej pustkami kasy 27 milionów euro na rozbudowę Muzeum Muru Berlińskiego przy Bernauer Strasse.
Przetrwał tam w nienaruszonym stanie dwustumetrowy kawałek betonowych ścian ze słynnym pasem śmierci, z wieżami obserwacyjno-strzelniczymi, wszystkimi urządzeniami służącymi do wykrywania, tropienia i rozstrzeliwania śmiałków, którzy pragnęli się przedostać na Zachód. Długo trwały dyskusje, czy aby nie warto odbudować dalszego kawałka betonowej konstrukcji w kierunku centrum miasta.
Stanęło na tym, że na jego dawnej linii powstaną „okna pamięci” utworzone z ocalałych stalowych i betonowych konstrukcji z tablicami informacyjnymi. Największy pomnik historyczny w Europie ciągnący się na przestrzeni półtora kilometra o powierzchni kilkunastu hektarów.