Ochotników na razie jest 80. W „cywilu” to informatycy, inżynierowie, pracownicy banków, wielkich korporacji czy ministerstw. Najczęściej młodzi, 20-,30-letni ludzie. Spotykają się co tydzień w Tallinie i Tartu. Siedząc przed komputerami, godzinami odpierają symulowany atak hakerów na estoński bank czy miejskie wodociągi.
– Znają się na bezpieczeństwie w sieci i na komputerach. Poświęcają wolny czas, bo są gotowi bronić ojczyzny w potrzebie – mówi „Rz” major Neeme Brus z Estońskiej Ligi Obrony Totalnej (ELOT). To formacja ochotników, którzy wspierają estońskie wojsko. Odpowiednik amerykańskiej Gwardii Narodowej. To właśnie ELOT powołała do życia nową jednostkę – Ligę Obrony Cybernetycznej (LOC). Pierwszą ochotniczą cyberarmię na świecie.
[srodtytul]Komputer czy karabin[/srodtytul]
Na wypadek cyberwojny LOC będzie podlegać wojskowemu dowództwu. Na razie ma jednak zrobić wszystko, by nie dopuścić do powtórki z 2007 roku, kiedy estońskie instytucje zostały zaatakowane przez hakerów. Był to pierwszy na świecie zmasowany cyberatak wymierzony w państwo. Nastąpił w odpowiedzi na decyzję estońskich władz o przeniesieniu z centrum Tallina pomnika sowieckiego żołnierza. Oskarżana o cyberatak Rosja nigdy się do niego nie przyznała.
– Wszyscy pamiętamy tamten atak, dlatego do cyberobrony przywiązujemy znacznie większą wagę niż inne państwa europejskie – przyznaje w rozmowie z „Rz” rzecznik Ministerstwa Obrony Peeter Kuimet.