Przed siedzibą Komisji Europejskiej pojawili się w poniedziałek rano działacze Amnesty International i obrońcy praw człowieka z Uzbekistanu. Protestowali przeciwko wizycie prezydenta Isłama Karimowa, którego miał przyjąć szef Komisji Europejskiej José Manuel Barroso.
– Panie Barroso, godząc się na to spotkanie, przyczynia się pan do zwiększenia presji sił bezpieczeństwa na obrońców praw człowieka, ich rodziny i tych na wygnaniu – mówił Nicolas Beger z AI. Przypomniał, że UE zniosła sankcje wobec Uzbekistanu, mimo że ten kraj nie spełnił warunku przeprowadzenia niezależnego śledztwa w sprawie masakry w Adiżanie w 2005 roku. Wojsko otworzyło wtedy ogień do cywilów i zabiło ponad 170 osób.
Barroso bronił się przed tymi krytykami, argumentując, że lepiej jest rozmawiać i przedstawiać swoje racje, niż stosować politykę pustego krzesła. – W czasie spotkania podniosłem kwestie praw człowieka – informował Barroso w wydanym później oświadczeniu. Organizacje praw człowieka nie mają jednak wątpliwości, że tym spotkaniem i polityką wobec dyktatorów Unia Europejska zaprzecza swoim wartościom. Human Rights Watch, inna międzynarodowa organizacja pozarządowa, opublikowała wczoraj raport, w którym podejście Brukseli do władz uzbeckich oraz jej relacje z Turkmenistanem wymienia jako przykłady osłabiania tradycyjnej postawy UE jako obrończyni swobód obywatelskich. Uzbekistan jest ważnym partnerem Zachodu, bo zapewnia drogi tranzytowe do Afganistanu. Z kolei Turkmenistan dysponuje wielkimi zasobami surowców energetycznych.
[i] —Anna Słojewska z Brukseli[/i]