Holenderska koalicja rządząca, która obiecywała zdecydowaną walkę z deficytem budżetowym, chce oszczędzać na ochronie środowiska. Od 2009 roku wszystkie instytucje publiczne mają obowiązek kupowania ekologicznych produktów, począwszy od kawy, przez komputery, aż po meble. Startujące w przetargach firmy muszą dysponować odpowiednimi certyfikatami gwarantującymi przestrzeganie praw pracowniczych. Jak wynika z wyliczeń, kosztuje to podatników dodatkowe 500 milionów euro rocznie.

Od końca zeszłego roku Holandią kieruje koalicja liberałów i chadeków, którzy stworzyli rząd mniejszościowy. Liberalna Partia Ludowa na rzecz Wolności i Demokracji (VVD) chce zrezygnować z ekologicznych przetargów. Popiera ją antyimigrancka Liga na rzecz Wolności (PVV) Geerta Wildersa, która zapewnia koalicji niezbędną większość w kluczowych głosowaniach.

– Ta polityka zbankrutowała. Tak zwany zrównoważony rozwój to drogi rozwój – stwierdził poseł Rene Leegte z VVD. „Stworzenie warunków zrównoważonego rozwoju naszym dzieciom w ogóle się nie liczy dla tego rządu. W cenie są jedynie doraźne korzyści” – komentuje Bill, jeden z holenderskich internautów.

Zmiana przepisów byłaby ciosem dla unijnej polityki zrównoważonego rozwoju. Bruksela ma problem z przekonaniem krajów członkowskich do organizowania połowy przetargów zgodnie z kryteriami etyki i ekologii. Warunek ten spełnia tylko siedem z 27 państw: Holandia, Austria, Dania, Finlandia, Niemcy, Szwecja i Wielka Brytania.