Wchodząc w sobotę do Domu Polskiego w Baranowiczach, słyszę hałas i dziecięce głosy. – To najmłodsze. Mają zajęcia w soboty i niedziele, bo w te dni rodzice mogą je tu przyprowadzić – tłumaczy dyrektor Domu Polskiego Teresa Sieliwończyk, gdy udaje mi się przedostać przez wypełniony dziatwą korytarz do jej gabinetu. Mówi, że zajęcia w miejscowej Społecznej Szkole Polskiej im. Tadeusza Rejtana trwają od rana do wieczora. W jej gabinecie zastaję jeszcze kilku baranowickich Polaków. Przede mną była tu ekipa nadającej z Polski na Białoruś telewizji Biełsat. – Zainteresowali się Domem Polskim po publikacjach w „Rzeczpospolitej" – tłumaczy miejscowy działacz, pan Marek.
Rozgłos wokół Domu Polskiego budzi niezadowolenie białoruskich władz, ale pan Marek uważa, że „w sumie dobrze się stało". Nową prezes tutejszego oddziału ZPB, działającą w prołukaszenkowskiej organizacji Biełaja Ruś Jadwigę Szustał, wybrano na zebraniu, na którym nie było kworum. – Poza tym wyborów nie było w porządku dziennym zebrania. Odbyły się, bo w ogólnym zamieszaniu ktoś zgłosił to z sali – opowiada. O tym, że współpracująca z władzami Jadwiga Szustał jest najlepszą kandydatką do objęcia stanowiska prezesa oddziału ZPB w Baranowiczach, dzień przed zebraniem usłyszała od kierownika wydziału ideologii Baranowickiego Komitetu Wykonawczego Teresa Sieliwończyk. Jej zdaniem władzom zależy na tym, by miejscowi Polacy zachowujący wierność niezależnemu Związkowi Polaków na Białorusi kierowanemu przez Anżelikę Orechwo (wcześniej Andżelikę Borys) wraz z Domem Polskim uznali zwierzchnictwo reżimowego ZPB, któremu przewodzi biznesmen Stanisław Siemaszko.
– Oj, tylko nie z Siemaszką! – protestuje przysłuchująca się rozmowie Sybiraczka Helena Askierko. Zdaniem starszej pani, która za to, że jest Polką, spędziła osiem lat w łagrach, „niemówiący po polsku prezes to kompromitacja". Baranowiccy Polacy nie mogą też wybaczyć Siemaszce tego, że komentując zakaz wjazdu do naszego kraju, powiedział dziennikarzom, że „chrzani Polskę".
Z toczącej się w gabinecie pani dyrektor dyskusji wynika, że baranowiccy Polacy nie widzą jednak korzyści także we współpracy z nieuznawanym przez Mińsk ZPB Anżeliki Orechwo. – Dla nas Dom Polski jest autonomiczną placówką, w której możemy zaspokajać nasze potrzeby oświatowe i kulturalne – wyraża dominujące stanowisko pan Marek. A Teresa Sieliwończyk przyznaje, że o powołaniu samodzielnej organizacji działacze myślą od dawna. Pod koniec zeszłego roku powstał komitet założycielski.
Odpowiedzi na złożony wówczas wniosek wciąż nie ma. Pani Sieliwończyk liczy na to, że w rozmowach z władzami białoruskimi kwestię rejestracji samodzielnej organizacji na bazie ostatniego działającego w interesach Polaków Domu Polskiego na Białorusi pomoże pomyślnie rozstrzygnąć Polska, „która przecież go ufundowała". Z 16 istniejących na Białorusi i ufundowanych przez Polskę domów baranowicki jest ostatni, który spełnia oczekiwania miejscowych Polaków. Reszta, po przejęciu nad nimi kontroli przez reżimowy ZPB, wynajmuje pomieszczenia różnym firmom.