W niedzielę do Hamy wjechały czołgi. W ciągu trzech dni zabiły ponad 90 osób. 13 z nich zginęło tuż po rozpoczęciu ramadanu w poniedziałek wieczorem. W tym czasie, w ciągu kilku godzin, w całym kraju zginęło jeszcze 14 innych osób.
– Przyjeżdżały całe autokary żołnierzy. Otworzyli ogień, jak tylko ludzie zaczęli wychodzić z meczetu. To było straszne. Oni będą teraz strzelać do wszystkiego, co się rusza – opowiadał brytyjskiemu „Guardianowi" jeden z mieszkańców Hamy. W mieście, które pamięta wielką masakrę sunnitów w 1982 roku, jeszcze wczoraj słychać było strzały. W wielu miejscach nie było prądu i wody. Setki mieszkańców próbowało uciekać do pobliskich miast. Jak informował CNN, szpitale pękały w szwach. „W związku ze straszliwymi represjami wobec ludności cywilnej wezwaliśmy na konsultacje naszego ambasadora w Syrii" – podało wczoraj włoskie MSZ. Minister Franco Frattini wezwał inne kraje UE, by zrobiły to samo.
Na razie UE wydłużyła listę Syryjczyków niemile widzianych na jej terytorium. Dotychczas znajdowało się na niej 29 nazwisk, z prezydentem Baszarem Asadem na czele. Od wczoraj jest pięć nowych, w tym minister obrony i jednocześnie wuj prezydenta Ali Habib, a także zaprzyjaźniony z rodziną Asadów biznesmen Mohammed Machlu.
– Dopóki w Syrii nie będzie znaczącej zmiany i końca represji, prezydent Asad i jego ludzie będą izolowani na arenie międzynarodowej – mówił wczoraj szef brytyjskiej dyplomacji William Hague.
Wielka Brytania jest jednym z krajów, które dwa miesiące temu opracowały projekt rezolucji potępiającej syryjski reżim. Razem z nią pracowały przy nim Francja, Niemcy oraz Portugalia. Nadzwyczajne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ, które w poniedziałek miało się zająć rezolucją, zakończyło się jednak fiaskiem. Na potępienie reżimu Asada nie zgodziły się Chiny i Rosja, twierdząc, że działania ONZ doprowadzą do jeszcze większej destabilizacji w regionie. Również tymczasowi członkowie Rady: Brazylia, Indie, Liban i RPA, zapowiedzieli, że rezolucji nie poprą.