Korespondencja z Grodna
Pochodzący z Witebska Dzmitryj Kanawałau i Uładzisłau Kawaliou zostaną rozstrzelani. To kara za dokonany w kwietniu w mińskim metrze zamach, w którym zginęło 15 osób, a 200 odniosło obrażenia.
Zdaniem sądu obu sprawcom udowodniono wieloletnią działalność terrorystyczną i uznano, że „stanowią szczególne zagrożenie". – Motywem zbrodni była destabilizacja sytuacji i zastraszenie społeczeństwa – oświadczył wiceprezes Sądu Najwyższego Białorusi Aleksander Fiedarcou. Sędzia uznał za przekonujące ustalenia śledztwa, że Kanawałau, przywódca duetu terrorystów i producent ładunków wybuchowych, wraz ze wspólnikiem Kawaliouem ćwiczył zamachy od 14. roku życia.
Już jako pełnoletni, w 2005 roku mieli wysadzić w powietrze klomb z kwiatami na przystanku autobusowym w Witebsku. Kilka lat później spowodowali wybuch w białoruskiej stolicy podczas koncertu z okazji Święta Niepodległości w nocy z 3 na 4 lipca 2008 roku. Milicji nie udało się wówczas ująć sprawców, choć na resztkach ładunku wybuchowego znaleziono odciski palców. Jednym ze skutków tamtego zamachu była kampania przymusowego pobierania odcisków palców od mężczyzn w całym kraju. Po najkrwawszym w terrorystycznej karierze Kanawałaua i Kawalioua zamachu w mińskim metrze zostali oni ujęci już następnego dnia.
Za błyskawiczne znalezienie sprawców uczestniczący w ich zatrzymaniu funkcjonariusze otrzymali nagrody i awanse, a prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko mógł publicznie się pochwalić, że terroryści zostali ujęci w rekordowym tempie.